wtorek, 4 listopada 2014

Rozdział 11

-Ale kochałaś ją? - zapytał, kiedy tuliliśmy się do siebie, siedząc na kanapie.
-Myślę, że nie - powiedziałam.
Ja i Harry uczyliśmy się ze sobą rozmawiać, ale to, że znaliśmy się już dwa miesiące nie sprawiało, że między nami nie było żadnych spięć. Właściwie większość czasu, jaki ze sobą spędzaliśmy, opierał się na wiecznych kłótniach, które kończyły się tym, że trzaskałam drzwiami swojego pokoju, a Harry wychodził z mojego domu. Lub ja wychodziłam z niego, bo on siedział obrażony na kanapie u siebie w salonie.
-To niemożliwe. Dzieci kochają rodziców bezwarunkowo. Byłaś za mała, żeby jej nie kochać - nie dowierzał moim słowom.
-Nie denerwuj mnie, Styles - burknęłam, bawiąc się palcami jego dłoni.
-Bo co, Ice? - drażnił się ze mną, używając przezwiska, na które wpadł jakiś czas temu. Wcześniej wołał "Ice Princess", ale to było za długie, więc skrócił to do jednego słowa.
-Zamknij się - powiedziałam, nie przestając bawić się palcami, których wcale nie zamierzał wyrwać z moich dłoni.

-Co robimy jutro? - zapytał.
-Nic. Mam randkę z Samem - odparłam. Powiedziałam, że to randka, żeby go rozdrażnić. Był śmieszny, kiedy robił się zazdrosny. A Sam ostatnimi czasy mocno działał mu na nerwy, bo spotykaliśmy się non stop. Ale w końcu studiowaliśmy razem. Omawialiśmy tematy, przygotowywaliśmy razem prace. Spędzaliśmy ze sobą więcej czasu, niż kiedykolwiek.
-Nie lubię tego gościa. Jest jakiś dziwny - powiedział Harry. Słyszałam to już chyba po raz trzeci tego dnia.
-On to samo mówi o tobie - oznajmiłam.
-Ale to nie ja mam dwa metry i milczę w każdej sytuacji, nawet jak ktoś opowie mi kawał - ubzdurał sobie, żeby uderzyć jakoś w Sama.
-Za to on przynajmniej rozumie kawały. Ja cokolwiek bym ci nie opowiedziała, to zawsze pytasz "o co chodzi?" - stanęłam w obronie przyjaciela.
-Ale przynajmniej potem się z nich śmieje - nie odpuszczał.
-Wtedy, kiedy już nikogo nie śmieszą - zauważyłam.
-Odczep się - powiedział i wytknął mi język. Miałam ochotę zareagować i po prostu go ugryźć w niego. Powstrzymałam się jednak, wiedząc, że to by było głupie. Nie dla mnie zagrania dzieciaków.
Zapadła chwila ciszy, jeśli można to było tak nazwać, bo w tle leciała jakaś piosenka Birdy. Byłam zbyt skupiona na Harrym, żeby zidentyfikować, jaka. Wspominałam aktualnie ten wieczór, kiedy całowaliśmy się, aż zaczęło mi się kręcić w głowie z braku powietrza. Harry śmiał się wtedy ze mnie, że gdyby woda zalała całą ziemię, to ja jako pierwsza bym utonęła. Zwłaszcza, że nawet nie umiem pływać.
-Gdzie jesteśmy? - zapytał nagle Harry, wyrywając mnie z zadumy.
-U mnie w domu? - nie zrozumiałam kontekstu jego pytania.
-Nie, chodzi mi o naszą... znajomość? Jeśli można to tak nazwać. Kim dla siebie jesteśmy? Na jakiej płaszczyźnie stoimy? - wyjaśnił mi, o co mu chodziło.
-Nie wiem. A co to kogo obchodzi? Spędzamy miło czas i chyba to się liczy - starałam się wybrnąć z tego z jak najmniejszymi obrażeniami.
Nie uśmiechały mi się rozmowy na temat naszej relacji. Zaraz by wszyło, że nawet nie jesteśmy parą, a właściwie tak się zachowujemy. Całujemy się cięgle, trzymamy za ręce, śpimy razem na kanapie w ciągu dnia, oglądamy filmy, chodzimy do kina... Wszyscy nazwali by nas parą. Harry pewnie też. Tylko nie ja. Ja trzymam się od tego statusu jak najdalej. Zawsze znajdę coś do rozmowy, żeby oddalić nas od tego tematu. Mamy koniec października, a ja do tej pory nie dopuściłam, aby Harry zapytał, czy chce być jego dziewczyną. Moje opowiadanie bardzo mi w tym pomagało. Wiedziałam w jakiej sytuacji, chce mnie o to zapytać i zawsze zwinnie tego unikałam. W moim opowiadaniu prawie doszło do tego cztery razy i dopiero za piątym udało się Henry'emu o to zapytać. Ja i Harry mieliśmy już cztery próby za sobą. Ale wiedziałam, jak uniknąć piątej.
-No nie wiem. Co ludzie pomyślą? - właśnie wkraczał do akcji. To był ten moment, kiedy rozmowa zaczynała wchodzić na niebezpieczne tory, dlatego postanowiłam zmienić temat.
Leżałam praktycznie na krawędzi łóżka, kiedy tylko puściłam dłoń Harry'ego i przesunęłam lekko nogi do zakończenia kanapy, zaczęłam się gibać. Minęła chwila i wylądowałam na podłodze. Harry szybko zeskoczył z sofy i uklęknął obok mnie.
-Nic ci nie jest? - zapytał, zatroskany.
-Nie, okej - powiedziałam, aby go uspokoić. - Tylko trochę mnie głowa boli - uspokoić, ale nie pozwolić całkowicie się odprężyć.
-Uderzyłaś się?
-Tak - odparłam.
-Może chcesz lodu? - zaproponował.
-Nie, nie trzeba.
I wtedy nasze oczy się spotkały. Znów zatopiłam się w pięknej zieleni. Przeniosłam się do lasu, gdzie biegałam razem z Harrym między drzewami. Trzymaliśmy się za ręce, a nasz donośny śmiech słychać było w najbardziej odległych zakątkach świata.
-Czemu to robisz? - zapytał.
-Co? - zdziwiłam się i zmarszczyłam brwi.
-Nie chcesz porozmawiać. Co jest ze mną nie tak?
-A co by miało nie być? Poza głową, rzecz jasna - starałam się z nim droczyć, ale nie zareagował na mój żart.
-Upadłaś specjalnie, prawda? - cholera, zauważył to.
-Nie - skłamałam automatycznie.
-Więc odpowiesz mi na jedno pytanie?
-To zależy - powiedziałam.
-Od?
-Kategorii - wyjaśniłam.
-Chcę z tobą być. Spędzamy razem mnóstwo wolnego czasu. Nie możemy po prostu zostać parą?
-Harry - jęknęłam. Byłam załamana, że mój plan się nie powiódł. Jeśli Harry wypowiedział te słowa, to albo musiałam się zgodzić, albo pokłócić z nim, czego efektem byłby koniec naszych spotkań, a nie chciałam się z nim rozstawać.
-Nie Harruj mi tu teraz. Odwlekasz to już któryś raz - powiedział. - Tak albo nie. Proste pytanie.
-Nie może być tak jak jest?
-Nie. Nie mogę nie wiedzieć, na czym stoję. Fef, powiedz mi. Muszę wiedzieć, czy ma sens, żebyśmy się spotykali. Nie chcę, żeby było tak, że jednego dnia się całujemy, a następnego dnia przedstawiasz mi jakiegoś kolesia ze studiów, a tydzień później okazuje się, że jesteście parą - nalegał na mnie.
-Ice Princess - wyszeptałam te dwa beznadziejne słowa.
-Czyli nie? - widziałam, jak w jego oczy wstępuje chłód. Zawsze wtedy robiły się ciemniejsze. Już nie były zielone tylko... zgniłe.
-Nie powiedziałam tego - odparłam.
-Zasugerowałaś.
-Zranię cię - przypomniałam słowa sprzed miesiąca.
-Nawet jeśli, to z mojego wyboru - powiedział.
-Więc dobrze - zgodziłam się, wzdychając. Nie chciałam, ale jednocześnie chciałam. Gubiłam się w moich uczuciach. Moje serce biło szybciej, ale miałam też wrażenie, że stoi w miejscu, bo lód, który się na nim osadził uniemożliwia jego ruchy.
-Dobrze w sensie, że odpowiesz, czy dobrze w sensie "tak"?
-Tak, Harry, zgadzam się. Chcę być twoją dziewczyną - powiedziałam, czując się strasznie upokorzona. Nie mam pojęcia skąd takie odczucie. Może dlatego, że robiłam coś wbrew sobie - oczywiście tej "sobie", którą kreowałam przez ostatnie lata, a tu nagle "bach", zjawia się taki Harry i ustawia mnie po swojemu, czyli tak, jak zachowywałam się kiedyś.
Harry nachylił się nade mną i złączył swoje wargi z moimi. Uwielbiałam czuć jego miękkie usta na swoich. Całowanie z Harrym to był zupełnie inny wymiar. Nigdy nie czułam się tak... inaczej, kiedy się całowałam. Gdy Hazz przyciskał swoje usta to moich to tak, jakby świat wokół znikał. Moje uszy nie słyszały nic, a mózg nie skupiał się na niczym innym poza Harrym. Oczy nie wiedziały, co to otwieranie, a ciało nigdy nie miało dosyć.
I już zapomniałam, że Harry mnie wkurzył tym, że mnie podszedł. Zapomniałam, że zgodziłam się z nim chodzić, choć jest mi to nie na rękę. Zapomniałam, że mój plan na życie nigdy nie wiązał się z byciem z kimś.
Harry oderwał się ode mnie i oboje popatrzyliśmy sobie w oczy. Nasze nosy stykały się ze sobą, bo odległość między naszymi twarzami nie wzrastała.
-Nienawidzę cię, Styles - wyszeptałam i delikatnie pocałowałam go w usta.
-Za co? - zapytał, będąc lekko rozbawiony. Wiedział, że tym razem nie mówię poważnie.
-Za to, że mnie zmieniasz - odparłam.
Uśmiechnął się, będąc jakby dumny z siebie.
-Ja też cię nienawidzę - oznajmił nagle.
-Za co? - papugowałam go.
-Bo sprawiasz, że wariuję - powiedział, a potem znów mnie pocałował. Długo, namiętnie... Zatopiłam się w tym pocałunku. Przelałam w niego całą swoją złość na zaistniałą sytuację i wszystkie swoje uczucia, których wciąż nie potrafiłam nazwać.
Kilka dni później ja i Harry staliśmy przed dużym lustrem w jego domu. Było ustawione w korytarzu, przed jednym z pokoi. Nie miałam nawet pojęcia, czy już byłam w tym miejscu. Jego dom był tak wielki i urządzony w tak dopasowany do siebie sposób, że czasami nie wiedziałam, czy już tędy przechodziłam, czy jestem tu pierwszy raz.
-W lewo, czy w prawo? - zapytałam.
-W lewo, a potem w prawo - powiedział.
-Wcześniej miało być tylko w lewo - kłóciłam się.
-Nie, miało być w prawo, a potem dołączyliśmy lewo - śmiał się z tego, jak szybko potrafiłam się zirytować.
-Wcale nie! - zaoponowałam od razu. - Miało być tylko w lewo!
-Okej, więc uznajmy, że tak, ale ja sądzę, że nie masz racji. W każdym razie teraz jest tak - powiedział.
-Nie! W samo lewo jest lepiej - nie odpuszczałam.
-Wcale nie. Jest tak... Pusto. W lewo i w prawo - on również walczył ze mną.
-Nie jest pusto - zaoponowałam.
-Czemu kłócimy się o krok w tańcu? - zapytał, starając się zmienić naszą rozmowę w coś zabawnego.
-Nie wiem, ja nie mam w ogóle pojęcia, dlaczego zgodziłam się na to tańczenie - również zaczęłam z nim żartować.
Właściwie to dobrze wiedziałam, dlaczego aktualnie staliśmy przed wielkim lustrem i uczyliśmy się układu tanecznego, który sami wymyśliliśmy. Od jakiegoś czasu udawaliśmy z Harrym, że tworzymy duet śpiewający. Tyle, że do tej pory tylko on śpiewał. Nie mógł mnie przekonać, żebym zaczęła robić to przy nim. Wiem, zaśpiewałam kawałek Say Something i słyszał Bring Me To Life, ale... Jedno wyszło z nadmiaru emocji, a drugie przez przypadek. Jakoś wciąż za bardzo się wstydziłam pokazać mu, jak śpiewam. Więc zabraliśmy się taniec. Uznaliśmy, że musimy udawać "typowych" piosenkarzy, czyli musimy potrafić tańczyć. Do tej pory żadne z nas nie znało ani jednego układu tanecznego. Byliśmy beznadziejnymi tancerzami. A przy nauce było sporo zabawy, więc mieliśmy się z czego pośmiać. Zwłaszcza, kiedy proste ruchy nam nie wychodziłyśmy. Kompletnie nie potrafiliśmy się ruszać.
A skąd wziął się w ogóle pomysł na to udawanie?
To zaczęło się praktycznie zaraz po tym, jak Harry wysunął swoją teorię na temat tego, że niby słucham podświadomie piosenek, które mają odbicie w moim życiu.
Harry zjawił się u mnie wcześnie rano. Właściwie w ogóle się go tu nie spodziewałam. Zwłaszcza, że to był wtorek, a moje zajęcia na uniwersytecie miały zacząć się o dziesiątej, a dochodziła już ósma, więc nie miałam za dużo czasu.
Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc od razu poszłam otworzyć. Nikogo się nie spodziewałam, dlatego zastanawiałam się, kto mógłby przyjść.
Harry stał przed drzwiami, nucąc jakaś piosenkę. Skończył śpiewać, kiedy mnie zobaczył i uśmiechnął się szeroko. Wpuściłam go do domu, a potem zapytałam, co tu robi. On wzruszył ramionami i nie odpowiedział na moje pytanie. Poszedł do salonu i włączył moją wieżę stereo, nawet nie sprawdzając, jaka płyta jest w środku. Akurat w środku były nagrania zespołu R5. Album został zatrzymany na trzeciej piosence, ale Harry od razu przełączył na pierwszą. Pass Me By.
-Gdyby podzielić tekst tej piosenki, wyszła by trochę historia o nas - oznajmił.
-Niby w którym miejscu? - zapytałam, unosząc jedną brew do góry. 
Harry tylko wywrócił oczami, doskonale wiedząc, że wdawanie się ze mną w dyskusje na ten temat to nie najlepszy pomysł.
-Spróbuj zaśpiewać początek - poprosił. 
-Nie ma mowy - nie zgodziłam się. - Nie potrafię śpiewać.
-Oboje wiemy, że potrafisz - stwierdził.
-Przy ludziach nie potrafię - odparłam.
-Śpiewałaś przy mnie już dwa razy - zauważył.
-Raz nieświadomie, a raz mi się wyrwało. Nie, Harry - powiedziałam.
-Wrócimy do tego - odparł.
-Nie - oznajmiłam.
Zignorował mnie i podszedł do mnie. Złapał mnie za rękę i zaczęliśmy tańczyć do refrenu piosenki. Znaczy on próbował mnie do tego zmusić. Ja czułam się dziwacznie, trochę jak jakieś drewno.
-No co jest? Ruszaj się - zachęcał mnie.
-Nie potrafię - powiedziałam.
-Ja też nie, i co z tego? - zapytał. - Jesteśmy tylko my. Nikt nas nie widzi.
I rzeczywiście zaczęliśmy trochę tańczyć. Najśmieszniejsze było to, że już następnego dnia nagranie zza okna naszych wygłupów wylądowało w sieci. Nawet pokazali to na MTV.
Ale wracając do tej sytuacji...
Naprawdę świetnie się bawiliśmy. Śmialiśmy się i co chwilę patrzeliśmy sobie w oczy. Było magicznie. Aż do momentu, w którym potknęłam się o nogi Harry'ego i poleciałam z siłą w jego stronę. Przewróciliśmy się. Ja wylądowałam na nim.
-Jak na pierwszej randce - zauważył.
-Tylko trochę nie ta pora dnia - przypomniałam.
-Powinniśmy się nauczyć tańczyć - zaproponował. - Może stworzymy układ do tej piosenki? I pośpiewamy do niej.
-Nie śpiewam - powiedziałam od razu.
-Okej, na razie ja pośpiewam - oznajmił.
Nie chciałam wdawać się z nim w kłótnie od samego rana, więc zdecydowałam się nie oznajmiać mu, że ja nie zaśpiewam. Zgodził się na razie sam to robić, więc pomyślałam, że potem jakoś to przekręcę tak, że ja nie będę musiała wydawać głosu. 
No i od tamtej pory regularnie dwa razy w tygodniu umawialiśmy się na naukę tańczenia. Raczej w sumie na naukę wygłupów. Każdy krok w naszym układzie był wymyślony tylko i wyłącznie przez nas. I to chyba było w tym najfajniejsze.
-To jak? - zapytał Harry.
-Zatańcz obie wersje, a ja zadecyduję - powiedziałam.
-Dlaczego ty?
-Okej, zadecydujemy razem - poprawiłam się.
Harry zgodził się i pokazał mi obie wersje fragmentu naszego układu. Faktycznie wersja, na którą się uparł, była lepsza. Ciężko mi było przyznać, że miał rację, ale zgodziłam się. Chwilę jeszcze tańczyliśmy, a potem zdecydowaliśmy się zrobić sobie krótką przerwę.
Poszliśmy do kuchni. Harry wyjął z szafki oreo i nalał nam do jednej szklanki soku pomarańczowego. Piliśmy z jednej. Nie wiem dlaczego, przyjęło się tak po prostu. I odkąd zrobiliśmy to pierwszy raz, nigdy nie piliśmy więcej z dwóch osobnych szklanek.
Ale czas przyjemnego romansu nie mógł przecież trwać wiecznie. Tego samego dnia doszło między nami do konfliktu. Jak zresztą zawsze. Ciągle się o coś kłóciliśmy, ale dawno nie doszło między nami do takiego spięcia. Już dawno nie wyszłam z jego domu, trzaskając drzwiami.
-Dlaczego nie chcesz zaśpiewać ze mną?
-Już ci to tłumaczyłam - odparłam, jedząc ciastko i stając się opanować swoje nerwy.
-Masz naprawdę wielki talent, więc nie rozumiem, dlaczego się wstydzisz - nie odpuszczał.
-Nie, nie mam talentu. Skończmy to, dobra?
-Nie rozumiem cię - powiedział. - Nie ciągnie cię do tego?
-Musisz być tak upierdliwy?
-Takie geny - odparł, wzruszając ramionami. - Zaśpiewaj mi coś, proszę.
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo nie.
-To nie uzasadnienie.
-No i?
-Fef...
-Nie! - wrzasnęłam, podnosząc się z krzesła. - Przestań mnie w końcu męczyć! Nienawidzę, gdy to robisz! Czuję się wtedy strasznie przytłoczona! - mój ton nie zrobił się ani trochę łagodniejszy. Nawet przez moment.
-Nie denerwuj się - chciał mnie uspokoić, ale tego typu słowa zawsze sprawiają, że człowiek denerwuje się jeszcze bardziej.
-Jak mam się nie denerwować, do cholery!? Poprosiłam cię o jedną pieprzoną rzecz! Jedną! Poprosiłam cię, żebyś nie kazał mi śpiewać! Ale nie! Ty oczywiście musisz mnie męczyć!
-Felicia, nie krzycz - jego głos zrobił się zimny, ale i opanowany. Nie krzyczał na mnie, tak jak ja zawsze krzyczałam na niego. - Przepraszam, okej?
-W dupie mam to twoje "przepraszam", skoro jutro i tak będziesz mnie męczył o to samo! - warknęłam i pokierowałam się do wyjścia.
Zanim Harry przyszedł, zdążyłam już założyć buty. Zdjęłam kurtkę z wieszaka, kiedy dostrzegłam, że stoi tuż obok mnie.
-Nie idź, przepraszam - mówił cicho. Wiem, że był skruszony, ale na moje nerwy nigdy nie działa to cholerne słowo.
Starałam się nie patrzeć w oczy Harry'ego. Zawsze wtedy cały świat znikał, a moje nerwy wyparowywały. Ale nie mogłam przecież odpuścić. Dawałabym sobą manipulować, a ja nigdy nikomu nie ulegnę. Nigdy nie będę podwładna. Zawsze musiałam mieć swoje zdanie, swoją osobowość. Musiałam stąpać twardo po ziemi, bo inaczej upadłabym już tysiące razy. A upadki bolą. A ja nienawidzę bólu.
-Cześć - powiedziałam, kiedy założyłam kurtkę. Potem wyszłam.
Nie zatrzymał mnie, nie poszedł też za mną. Pozwolił mi iść się uspokoić. Od jakiegoś czasu wiedział, że kiedy jestem zła, to lepiej bez kija nie podchodzić. Kontaktował się ze mną dopiero, kiedy uznał, że miałam wystarczająco czasu, aby ochłonąć.
W chwilach złości naprawdę go nienawidziłam. Ale jeszcze bardziej nienawidziłam siebie, że dałam mu się tak omotać. Zawsze wtedy chciałam napisać mu sms'a, że wszystko między nami skończone, że nowe znajomości nie są na moje nerwy, ale jakoś się hamowałam. Tym razem naprawdę chciałam to zrobić. Już sięgałam do kieszeni po telefon, kiedy zdałam sobie sprawę, że w pośpiechu zapomniałam go zabrać od Harry'ego.
Nie zawróciłam. Poszłam do domu.
Następnego dnia przez brak telefonu zaspałam na zajęcia. Szykowałam się w pośpiechu. Nawet nie zjadłam śniadania, bo za bardzo spieszyło mi się na uniwersytet. Zaspałam już na dwie godziny zajęć.
Brakowało mi tchu, kiedy dobiegłam do szkoły. Od razu pobiegłam do szafki i kiedy ją otworzyłam wypadła z niej jakaś żółta karteczka - samoprzylepna. Podniosłam ją, ale nie odczytałam tego, co było na niej zapisane. Zwinęłam ją i wsadziłam do kieszeni. Myślałam, że to jakiś mój śmieć. Wpakowałam swoje rzeczy do szafki i pobiegłam na zajęcia.
Wykład był wyjątkowo nudny, więc siedziałam i bawiłam się palcami. Chciałam trochę porysować, więc wyjęłam z kieszeni zgniecioną karteczkę i rozprostowałam ją. Zaczęłam bazgrać po jej tyle, aż zabrakło mi miejsca, więc odwróciłam ją na drugą stronę. Dopiero wtedy zauważyłam, że jest coś na niej napisane. I to nie moim charakterem pisma. Od razu zaczęłam odczytywać litery.
"Czujemy trochę miłości, potem nienawiści
Zabierasz mnie nad krawędź, żeby zaraz zahamować
Jednego dnia mówię "To koniec"
Żeby zaraz dzwonić i błagać o kolejną szansę
 Schodzimy się i zrywamy przez cały czas. H. xx
"
To była wiadomość od Harry'ego. Tylko skąd wiedział, gdzie się uczę? I skąd znał numerek mojej szafki? I dlaczego mi to napisał? Co to miało znaczyć? W mojej głowie roiło się od różnych pytań. Chciałam napisać do chłopaka, ale nie miałam telefonu. 
No i było coś jeszcze. Skądś znałam ten tekst. Wydawało mi się, że to piosenka, ale nie byłam pewna, bo raczej nie słuchałam jej zbyt często.
Podczas przerwy śniadaniowej poszłam do biblioteki i przepisałam starannie cały tekst na komputer szkolny. Google od razu pokazało mi, że to jedna z piosenek One Direction "Na Na Na". Przeczytałam dokładnie tekst całej piosenki i doszłam do wniosku, że jest ona bardzo podoba do naszej sytuacji. Ale co chciał mi przez to powiedzieć. Chciał w ten sposób przeprosić? Błagać o kolejną szansę?
W sumie to było naprawdę słodkie, że przyszedł do mnie do szkoły i wrzucił tę karteczkę do szafki. To tak jakby... Jakby aluzja, że zachowujemy się jak dzieci. Lekko się poirytowałam. Nie ważne, że miał rację.
Kiedy wróciłam do domu, od razu poszłam na górę, aby skorzystać z laptopa. Nudziłam się praktycznie przez całe popołudnie, aż w końcu usłyszałam, że dzwoni mój telefon. Na początku się nie zdziwiłam, dopiero po chwili dotarło do mnie, że przecież komórka została u Harry'ego.
Podniosłam się i podeszłam do plecaka, który leżał u progu drzwi od mojej sypialni. Moja komórka faktycznie była w jednej z kieszeni. Skąd się tam wzięła?
Odebrałam, nie sprawdzając, kto dzwoni.
-Dotarła komórka? - zapytał mnie. Od razu poznałam, że to Harry.
-Jak to zrobiłeś? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Doskonale wiedziałam, że zrozumie, o co mi chodzi.
-Jedna z fanek zrobiła mi przysługę.
-Oddałeś mój telefon jakiejś przypadkowej fance?! - wrzasnęłam na niego.
-Spokojnie, założyłem mu hasło nie do złamania - powiedział.
-Jakie hasło? - zapytałam.
-Cztery zera - odparł.
-Pojebało cię?! Wiesz, ile mam rzeczy w tym telefonie?! A co, jeśli go odblokowała, albo zrobiła z nim cokolwiek innego?! - byłam coraz bardziej wkurzona. - I to mi mówisz, że zachowuję się jak dzieciak?
-Nie powiedziałem tego.
-Zasugerowałeś.
-Co? O czym ty mówisz? - chyba na serio nie rozumiał.
-Mam cię dosyć, od razu wiedziałam, że ta znajomość nie jest dla mnie - moja irytacja brała powoli górę nad rozsądkiem i... sercem?
-Dobra, wyluzuj. Żartowałem. Nie dałem go żadnej fance, okej? Nie jestem głupi! Chciałem, żebyś się trochę rozluźniła - powiedział.
-Cóż, nie wyszło - niemal burknęłam do słuchawki.
-Fefe. Podłożyłem ci telefon, kiedy zostawiłaś plecak w szafce szkolnej.Otwory na powietrze były na tyle duże, że bez problemu wcisnąłem go do środka. Musiał przypadkiem wpaść do plecaka, więc nie zauważyłaś go w szafce - wyjaśnił.
-A skąd znałeś numerek szafki?
-Jakaś dziewczyna mi powiedziała - wyjaśnił. - Serio jesteś na mnie zła?
-Tak, jestem. Wiesz, że jestem nerwowa, a mimo to robisz mi takie żarty. Rzucasz mi śmieszne aluzje, że zachowuję się jak dziecko, a potem się tego wypierasz. To ty jesteś dziecinny - powiedziałam.
-Kiedy ci powiedziałem, że jesteś dziecinna? - teraz to on wydawał się podenerwowany.
-Ta karteczka... Ten tekst... Nie kumałam, o co ci do końca chodzi. No i na dodatek sposób w jaki dałeś mi tę karteczkę. Tak, jakbyśmy mieli po 12 lat - burczałam.
-Za bardzo szukasz drugiego dna. Nie chciałem, żebyś tak pomyślała. Nie uważam, że jesteś dziecinna. No może poza tymi momentami, kiedy rzeczywiście się wygłupiamy i zachowujemy jak dzieci - chyba próbował sprawić, żebym złagodniała.
-To nie na moje nerwy taka znajomość - powtórzyłam.
-O czym ty mówisz? - chyba pomyślał, że wcześniej nie mówiłam na poważnie.
-Nie wiem. Potrzebuję przerwy od tego wszystkiego, Harry. Nigdy nie spędzałam z nikim aż tyle czasu, a już na pewno z nikim tak upierdliwym jak ty - oznajmiłam, starając się nie słuchać cichutkiego głosiku w mojej głowie, który kazał mi nie zrywać znajomości z Harrym.
-Jak długiej przerwy? - zapytał szeptem.
-Nie wiem. Dwa dni? Tydzień? Miesiąc? Może dłużej. Nie jestem w stanie tego powiedzieć. Po prostu ja tak nie mogę. Staram się. Nie chcę cię zranić, ale nie mogę też postępować niezgodnie ze samą sobą, rozumiesz?
-Spotykasz się ze mną... tylko dlatego, że ja tego chcę?
-Tak. Nie. Nie wiem - nie potrafiłam dać jednoznacznej odpowiedzi.
-Nie robisz tego, co ostatnio?
-Czego?
-Nie oszukujesz mnie i siebie?
-Nie - skłamałam. - Mówię serio, Harry. Ja od razu wiedziałam, że to nie wypali. Przepraszam cię. Ja naprawdę nie chcę się z tobą widywać. Teraz to w końcu zrozumiałam. I wiem to na sto procent.
-Fef...
-Tak mi przykro, Harry.

Hejka, mam dla Was małe info. Zaczęłam kręcić vlogi z recenzjami książek i serdecznie Was zapraszam. Możecie zaobserwować bloga CRh+ czyli czytanie we krwi i zasubskrybować kanał na yt. Dzięki za uwagę! :D

3 komentarze:

  1. Aż nie wiem co napisać ta końcówka... brak słów. Co ona wymyśla jaki koniec z nimi co to ma wgl znaczyć ja tak nie chce oni mieli być razem żyć długo i szczęśliwie i mieć gromadke dzieci :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Co ona odwala .?! Bylo juz tak dobrze . a ta karteczka ... to takie slodkie . :*

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko o: czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy, nawet najkrótszy, komentarz :)