sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 12

Grudzień przyszedł do nas z wielkim hukiem. Śnieg zasypał całe miasto już pod koniec listopada, natomiast następny miesiąc pokazał, czym są prawdziwe mrozy. Na dworze było naprawdę zimno, temperatura potrafiła spadać do -20 stopni Celsjusza. Było naprawdę mroźnie, dlatego nie uśmiechało mi się wstawanie każdego ranka i wychodzenie na ten mróz, aby zdążyć na codzienne wykłady. Sam czasem podjeżdżał po mnie samochodem, ale raczej nie korzystałam z jego oferty. Jeśli mam być szczera, to jazda autem trochę mnie przeraża, zwłaszcza zimą. Prawdopodobnie ma to związek z pamiętnym grudniowym dniem, który zdarzył się przed laty. Zdecydowanie mam traumę.
Po wypiciu szklanki soku pomarańczowego, poszłam przygotowywać się do wyjścia. Na koszulkę na długi rękaw założyłam sweterek, a dopiero potem kurtkę. Ubrałam swoje brązowe kozaczki sięgające do połowy łydki. Nie były bardzo w moim stylu, ale to prezent od siostry. Nie mogłam przecież nim tak po prostu pogardzić. Zresztą uznałam, że to tylko buty. Po jakimś czasie się zedrą i nie będę musiała ich więcej nosić.
Chwyciłam swoja torbę, która czekała na mnie już w progu wyjścia i opuściłam dom, zamykając za sobą drzwi. Dzisiejszy dzień miał być naprawdę długi. Miałam wykłady aż do trzeciej, a potem od razu leciałam
do pracy na pół etatu. Pracowałam w sklepie książkowo-płytowym. To był dobry sposób, żeby zarobić i się nie narobić, a przede wszystkim orientowałam się w nowościach. Wiedziałam, kiedy wychodzą nowe płyty, książki i mogłam wszystko od razu kupować, jeszcze na dodatek z trzydziestoprocentowym rabatem. W sklepie miałam też czas, żeby się pouczyć, bo moje zajęcie polegało na obsługiwaniu klientów przy kasie lub informowaniu ich o tym, czy dana książka znajduje się na magazynie, a jeśli nie, kiedy będzie lub czy w ogóle będzie. Nic prostszego.
Wykłady przebiegły mi nieśpiesznie, ale nie było nudno. Rozmawialiśmy na przykład o wprowadzeniu ważnej akcji do książki, o wydawaniu i o tym, jak przebiega proces wydawniczy. Zjadłam sobie lunch z Samem oraz jego nowym kolegą i moją koleżanką - Martiną. Oczywiście ja zabierałam głos jak najrzadziej. Za bardzo krępował mnie Ash, Tina trochę mniej, ale też. Gadałyśmy czasami, ale nasza znajomość opierała się głównie na dawaniu sobie notatek, kiedy nie byłyśmy obecne na wykładzie. Spotkałyśmy się też dwa razy, żeby pójść razem na zakupy.
-Fefe, czemu jesteś tak cicho? - zapytał mnie Ash, ale ja tylko wzruszyłam ramionami.
-Jest bardzo nieśmiała - wyjaśniła Tina.
-Zauważyłem. Nie masz, co się przy mnie krępować - powiedział Ash i uśmiechnął się do mnie jednoznacznie. W duchu wywróciłam oczami i wróciłam do jedzenia sałatki owocowej, którą zamówiłam.
-Pracujesz dzisiaj? - zapytała Martina.
Pokiwałam potakująco głową i spojrzałam na nią pytająco, żeby dać jej znać, że chcę wiedzieć, o co jej chodzi.
-Potrzebuję czegoś z księgarni - wyjaśniła.
Och, moja nieśmiałość mnie czasem męczyła. Nawet nie potrafiłam jej zapytać, czego konkretnie poszukuje, żeby jej powiedzieć, czy jest szansa na to, że znajdzie to w sklepie, w którym pracuję.
Zamiast jednak próbować się odezwać, skupiłam się na spożywaniu posiłku i bawieniu kosmykami włosów, które stawały się coraz dłuższe. Sięgały mi już za piersi. Powinnam je podciąć dawno temu, ale Tina cały czas mnie przekonywała, że w długich jest mi ładniej.
-Fefe, co z jutrzejszym piątkiem? Mam przyjść później czy nie pracujesz? - zapytał.
-Mam wolne - odezwałam się, przełykając kawałek winogrona, który akurat wylądował w moich ustach.
-Może Tina i Ash do nas dołączą? - zaproponował. - Dawno nie oglądaliśmy horrorów z nikim innym.
Nie chciałam ich na swoim horrorze. To była moja tradycja. Moja i Sama. Jasne, czasem przyłączyła się do nas moja siostra, lub rodzeństwo Sama, raz był u nas nawet jego kolega, ale już od dawna nikt się nie dołączał. Dlatego była przeciwna temu pomysłowi. Poza tym, chyba nie bardzo miałam ochotę na towarzystwo. Ostatnimi czasy chodziłam jakaś taka przybita i skołowana. Zdarzało mi się zapatrzeć na coś tak długo, że zupełnie nie potrafiłam powiedzieć, co ktoś do mnie mówił.
Zamiast wyrazić swoje zdanie na głos, tylko pokiwałam potakująco głową. Jakie miałam inne wyjście?  Nie chciałam wyjść na nieuprzejmą, zwłaszcza, że Sam zapytał mnie o to w ich obecności.
Po posiłku wszyscy wróciliśmy na wykłady. Zleciały dosyć szybko, ale i tak musiałam w pośpiechu pędzić do pracy. Miałam do niej około trzech kilometry, ale bieg i tak był lepszy niż samochód. Jedno musiałam przyznać tym butom - zupełnie nie ślizgały się na lodzie.
Dzień w pracy był bardzo nudny. Trochę oczekiwałam, że przyjdzie tutaj Tina, ale nie pojawiała się. Nie wysłała żadnego sms'a. Dlatego dzień dłużył mi się w nieskończoność. Na szczęście przychodziła pora zamknięcia.
Około dziewiętnastej trzydzieści do kasy podeszła jakaś dziewczyna. W wieku może z 15 lat. Nie miała w rękach kompletnie nic, co by oznaczało, że zamierzała mnie o coś zapytać. Byłam nieśmiała, ale udzielanie informacji nie sprawiało mi trudności, bo ten ktoś nie skupiał uwagi na mnie, tylko na produkcie, którego poszukiwał. Ludzie często nawet wtedy sms'owali. Może i to było nieuprzejme, ale mnie nie przeszkadzało.Wręcz odwrotnie. Poza tym moja odpowiedź czasami polegała na zwykłym powiedzeniu: zaraz sprawdzę", "nie ma", "jest", "przyjedzie w..." lub "nie ma i raczej nie będzie". Ludzie raczej nie zadawali mi innych pytań, chyba że typu "czy pomogłaby mi pani coś znaleźć", ale wtedy nie musiałam nawet nic mówić.
-Tak? - zapytałam.
-Czy jest może płyta One Direction "Four"?
-Nie ma - odparłam, starając się zignorować dziwaczne uczucie w klatce piersiowej. Ale nie było tak źle. Gorzej było 17 listopada, kiedy płyta co dopiero wyszła. Wszyscy o nią pytali, właściwie przez cały tydzień.
-A kiedy będzie? - zaciekawiła się.
-W poniedziałek z nową dostawą - wyjaśniłam.
-Kurczę - żachnęła się. - Dobrze, dziękuję - powiedziała i już miała odejść, kiedy nagle jeszcze raz mi się przypatrzyła. - Czekaj... Czy ty nie jesteś Felicia Smith? - zapytała, ale nie czekała na odpowiedź, od razu zerknęła na moja plakietkę i chyba zorientowała się, kim jestem. - To ty jesteś byłą Harry'ego?
-Eee... Tak - ukucie w mojej klatce piersiowej wzmogło się, kiedy dziewczyna wymieniała imię Stylesa.
-Jej... Czemu się rozstaliście? Byliście cudowną parą! Shippowałam was! Was, jako Hacię [czyt: Hesję] - z jej ust wydobył się mały potok słów.
-Nie byliśmy dla siebie - powiedziałam, skupiając wzrok na komputerze. Udawałam, że robię coś bardzo ważnego licząc, że w ten sposób szybciej się ode mnie odczepi.
-Jak to nie?! Byliście mega uroczy, chodziliście za ręce, on coś szeptał ci do ucha, a ty robiłaś się czerwona na twarzy! Byliście świetną parą! - nie kończyła chwalić naszego związku.
-Myślę, że to sprawa między mną, a Harrym - powiedziałam w końcu. - Skoro on nie podzielił się tym z fankami, to ja też nie zamierzam.
To chyba była moja najdłuższa wypowiedź w ciągu całego dnia. I najbardziej bolesna. Pierwszy raz od półtorej miesiąca wymówiłam imię "Harry". W klatce piersiowej kuło mnie coraz mocniej i nie wiedziałam, co to za dziwne uczucie.
-Jeszcze jedno. Nie tęsknisz za nim? - zapytała jakby smutno.
Spanikowałam. Nie wiedziałam, co powiedzieć, bo każda odpowiedź wpakowała by mnie w kłopoty. Ostatecznie wzruszyłam tylko ramionami.
-Okej, nie męczę cię już. Dobranoc - powiedziała i w końcu sobie poszła.
Nie ma dnia, żebym za nim nie tęskniła, krzyknęłam za nią w swoich myślach. Tak bardzo chciałam uwolnić się od tego uczucia, ale po prostu nie mogłam. Tak było lepiej. Dla niego, dla mnie i dla wszystkich.
O dwudziestej pierwszej byłam już w domu. Wyniosłam laptopa z mojej biblioteki i przeniosłam się na kanapę w salonie. Otworzyłam stronę you tobe i wpisałam Pass me by. Wsłuchiwałam się w wyśpiewywane słowa Rossa.
Zanim zdążyłam się namyśleć, włączyłam wersje karaoke i odpaliłam kamerkę. Zdecydowałam się zaśpiewać kawałek tej piosenki, oczywiście uprzednio przemieniając trochę słowa.
-Pamiętasz tą podróż do Bootle
Z kłótniami i z wszystkimi moimi humorkami
Nigdy nie nic nie mówiłam, nigdy się nie przywitałam
Ale ciągle próbowałam znaleźć sposób, aby cię spotkać - zaśpiewałam ten fragment i wyłączyłam nagrywanie.
Nim zdążyłam cokolwiek przemyśleć, wysłałam nagranie Harry'emu w wiadomości prywatnej na twitterze. Potem wyłączyłam laptopa i poszłam wziąć prysznic. Zaczęło mnie męczyć to, co zrobiłam. Bałam się, że Harry to zobaczy, ale jednocześnie tłumaczyłam sobie, że Harry ma na pewno mnóstwo fanek, które zdecydowanie zasypią mu skrzynkę pocztową innymi bredniami. Tak... Musiałam w to wierzyć.

-Niall! - krzyknąłem. - Jak chcesz puścić bąka, to idź do łazienki!
-To nie ja! - odpowiedział rutynowo. Ale i tak wszyscy wiedzieliśmy, że to on. Bąki Nialla miały tak specyficzny smrodliwy zapach. Fuj.
Wywróciłem tylko oczami i wróciłem do tego, co robiłem wcześniej, czyli pisania piosenki na kolejną płytę.  Chłopacy zajmowali się różnymi pierdołami, więc nie przerywali mojej weny twórczej.
1.Nie byliśmy idealni,
właściwie byliśmy fatalni.
Ciągle się kłóciliśmy,
ale potem do siebie wracaliśmy.
Jak zawsze.
Teraz jest inaczej. 
Czuję się jak w sieci pajęczej.
Chyba się w niej duszę.
Ref. Nie czuję się gorzej,
nie czuje się lepiej,
ale mam nadzieję,
że ty też nie,
bo to oznaczałoby,
że tęsknisz za mną.
Chcę, żebyś tęskniła.
2. Możemy to naprawić,
jak w klocki lego się pobawić.
Tylko zatęsknij,
w końcu pęknij.
Lód.
Roztop swe serce.
Nie baw się tancerkę,
Nikt ci nie dyktuje ruchów.
Ref. Nie czuję się gorzej...
3/Ref. Otwórz dla mnie swe serce...
Chyba jednak czuję się gorzej,
na pewno nie lepiej.
Chcę żebyś zatęskniła.
Tęsknisz za mną?
och...
Proszę zatęsknij,
bo ja tęsknię.*
Zostało mi tylko wymyślić tytuł, ale nie trwało to długo. Zanim się obejrzałem, już pisałem na piosenką trzy słowa "I miss you".

Odłożyłem zeszyt na bok i sięgnąłem po telefon. Zdecydowałem się wejść na twittera, bo dawno nic nie pisałem. Wysłałem posta z informacją, że ukończyłem pracę nad tekstem piosenki, a potem postanowiłem podopisywać trochę fankom na wiadomości. Odpisałem chyba z pięćdziesięciu osobom i już miałem wyłączyć okienko, kiedy dostrzegłem dobrze znaną mi nazwę. Ice Princess. Szybko sprawdziłem też username. @Felicia_GrayDay. Natychmiast odtworzyłem wiadomość. Nie pomyślałem, że może być to nagranie video, więc kiedy Fef zaczęła śpiewać, usłyszeli ją wszyscy. Liam, Zayn, Niall i Louis.
-Kto to? - zapytał Louis. - Ma świetny głos!
-To Felicia - powiedziałem.
-W sensie Jane? - dociekał Niall, który jako jedyny nie mógł się przyzwyczaić do tego, że naprawdę ma na imię Felicia.
-Tak - odparłem.
-Ona śpiewa? - zapytał.
-Publicznie? Nigdy.
-Co od ciebie chce? Myślałem, że zerwaliście - Zayn nie mógł zrozumieć celu wiadomości od Fefe.
-Wiem przecież - odparłem.
-Zatęskniła dziewczyna za gorącym Harrym - stwierdził śmiało Louis.
-Czy Harry nie nazywał jej przypadkiem Ice Princess? - zauważył Niall.
-No więc właśnie. Przy nim raz, dwa by się stopiła - powiedział Louis, poruszając w śmieszny sposób brwiami, jakby miał na myśli coś zbereźnego. - Ooo, jestem gorącym ciasteczkiem, roztopię cię jak sople lodu wiosna - zawył Louis, kompletnie fałszując. Wiedziałem, że robi to specjalnie, więc wywróciłem oczami.
-Ona jest niereformowalna, Louis. To tak, jakbyś udawał, że młotek jest plasteliną - oznajmiłem.
-Gorący topi metal - przypomniał.
-Ale do plasteliny raczej nie potrzebujesz ognia - zauważyłem.
-Jest reformowalna - odezwał się Liam. - Inaczej by nie wysłała ci tego nagrania.
-Dajcie spokój - powiedziałem.
-Odpuszczasz sobie? Tak po prostu? - zapytał Lou z lekkim niedowierzaniem. - Kim jesteś i co zrobiłeś z Harrym Stylesem, tania podróbo?!
-To ja, wciąż ten sam Harry, tylko po prostu... Nie chcę jej do niczego zmuszać.
-Stary, albo jesteś ślepy albo po prostu głupi. Laska wysłała ci to nagranie raczej nie bez powodu - powiedział Liam.
-Więc zostańmy przy tym, że jestem głupi - zgodziłem się. - Koniec tematu.

Usiadłam na swoim łóżku i otworzyłam szufladkę szafki nocnej. Starałam się to zrobić delikatnie, ponieważ była ona lekko uszkodzona, ale mimo to i tak wyskoczyła i upadła z hukiem na ziemię, jednocześnie krawędzią raniąc mi nogę. Syknęłam z bólu i od razu poszłam do łazienki, żeby obmyć ranę. Silnie krwawiła, więc zajęło mi dużo czasu, zanim wyszłam z łazienki. Poszłam do swojego pokoju, aby posprzątać bałagan, jaki narobiłam. Najpierw wsadziłam szufladkę tam, gdzie jej miejsce, a potem zabrałam się za zbieranie rzeczy, które z niej wypadły. Natknęłam się na list od mojej matki. Wciąż go nie odczytałam. Chyba brakowało mi odwagi. Ale przecież musiałam go w końcu odczytać, prawda?
Wrzuciłam do szufladki wszystkie rzeczy, oprócz listu. Położyłam się na łóżku i długo przyglądałam się zżółkłej ze starości kopercie. Zbierałam się, aby ją otworzyć, ale nie mogłam się przełamać. Dopiero po dłuższym czasie zabrałam się za rozklejanie. Poszło mi to naprawdę sprawnie, gdyż klej zrobił się tak zaschnięty, że aż się kruszył, kiedy rozrywałam kopertę. Drżącymi rękoma wyjęłam list z koperty. Kartka była równie żółta, jak koperta. Atrament prawie w całości pokrywał kartkę, mimo iż literki był naprawdę drobne, choć widocznie pisane bardzo starannie. Już miałam się wycofać z czytania, ale nie mogłam stchórzyć. Chyba zasłużyłam na wyjaśnienia, prawda?
Nowa Zelandia, 17.09.1995r.
Córeczko!
Właśnie leżysz w łóżeczku i śpisz. Wyglądasz tak uroczo i wszyscy w kółko mi to powtarzają. Ja sama widzę, że jesteś naprawdę bardzo ładna, jednak nie mogę na Ciebie patrzeć bez obrzydzenia. Nie chodzi o Ciebie, chodzi o Twojego ojca. Bardzo mi go przypominasz. Nie z wyglądu. Ciężko przy tak małym dziecku rozpoznać, do kogo jesteś podobna. Jak dla mnie wszystkie małe dzieci wyglądają prawie tak samo, niektóre tylko różnią się kolorem skóry.
Myślę już od dawna o napisaniu tego listu, ale tak naprawdę dopiero teraz udało mi się za to zabrać. Nie masz pojęcia, jak bardzo wymagającym dzieckiem jesteś. Potrzebujesz tyle uwagi i to mnie chyba jeszcze bardziej dobija. Sądzę, że mam depresję poporodową. No wiesz, samotna matka, wychowująca dziecko mężczyzny, którego nie zna.
Ale chyba lepiej, jeśli już przejdę do rzeczy, bo nie piszę tego listu po to, abyś czytała jakieś dyrdymały na temat tego, co robisz w tym momencie lub jak ja się teraz czuję. Piszę ci ten list, żeby opowiedzieć Ci naszą historię. Historię sprzed dziewięciu miesięcy. Historię, która sprawia, że nie potrafię cię kochać tak, jak na to zasługujesz. Nie wiem, czy w ogóle potrafię cię kochać. Nie wiem, czy będę potrafiła być dla ciebie dobrą matką. Tracę przy Tobie cierpliwość z byle powodu, choć nie zachowywałam się nigdy tak, kiedy opiekowałam się cudzymi dziećmi. Po prostu ty mnie irytujesz bardziej, niż jakiekolwiek inne dziecko na świecie. Wiem, że na pewno nie czujesz się miło, kiedy to czytasz, ale ja po prostu próbuję być z Tobą szczera. Chyba nie ma sensu, żebyśmy się oszukiwały. 
Więc chcę Ci opowiedzieć w jaki sposób zostałaś poczęta na ten świat. I dlaczego nie potrafię na Ciebie patrzeć, dlaczego czuję, że chyba Cię nienawidzę. 
Prawie dziewięć miesięcy temu, dokładnie osiem i pół, bo jesteś miesięcznym wcześniakiem, Twój tata i ja stworzyliśmy Ciebie, ale nie był to żaden efekt miłości, ani nic w tym rodzaju. 
Byłam na sylwestrze u mojej koleżanki. Świetnie się bawiłyśmy, jak na dwudziestolatki przystało. Piłyśmy, tańczyłyśmy i po prostu świetnie się bawiłyśmy. Po północy, po fajerwerkach podszedł do mnie taki facet. Był wysoki i naprawdę przystojny. Zapytał mnie, czy chcę z nim zatańczyć. Zarumieniałam się, bo wtedy byłam jeszcze bardzo płochliwa i wstydliwa. Gdyby nie moja przyjaciółka w życiu bym z nim nie zatańczyła. To ona pchnęła mnie w jego ramiona. Tańczyliśmy i trochę rozmawialiśmy. On powiedział mi, że jest Amerykaninem i że przyjechał do Nowej Zelandii tylko na parę dni, do swojej rodziny. Uwierzyłam, że pochodzi z drugiej półkuli, bo miał zupełnie inny akcent niż ja. Poza tym tak pięknie się uśmiechał. Uśmiech masz zdecydowanie po nim. Widzę to, kiedy rozbawiona uśmiechasz się do ludzi. Do innych ludzi, nigdy do mnie... Ale wracając do historii, ja i Sylvester (powiedział, że tak ma na imię, ale po upływie czasu, wiem, że po prostu mnie oszukał, jednak byłam zbyt pijana, żeby się zorientować) tańczyliśmy aż do trzeciej w nocy. Mówił mi różne słodkie rzeczy, a potem zaproponował, że odprowadzi mnie do domu. Szłam za nim. On prowadził, jednak alkohol sprawił, że nie uświadomiłam sobie, że przecież nie wie, gdzie mieszkam. Zupełnie zgłupiałam, kiedy znaleźliśmy się na jakiejś nieznanej mi ulicy. Zapytałam go, gdzie jesteśmy, ale on uciszył mnie pocałunkiem. Zabrał mnie do jakiegoś mieszkania. Dotykał, obmacywał. Na początku mi się podobało, ale potem chciałam, aby przestał. Jednak on cały czas dotykał mnie w taki sposób, w jaki nie chciałabym być dotykana już nigdy więcej. Byłam zbyt pijana, żeby z nim walczyć. Szybko obdarł mnie z ubrań. Uderzał mnie w twarz za każdym razem, kiedy próbowałam krzyczeć. Wybił mi tamtej nocy dwa zęby. Potem bawił się moim ciałem jak dmuchaną lalą. Badał każdy kawałeczek mojej skóry. A potem zgwałcił mnie w najbardziej okrutny i bolesny sposób, jaki można sobie wyobrazić. Kiedy już ze mną skończył, ubrał mnie w podarte szmaty i zaniósł na ławkę do parku, żebym wyglądała na zabłąkaną dziewczynę, która za dobrze bawiła się w nowy rok. Rano poszłam do szpitala, bo wszystko mnie bolało. Tam okazało się, że mam też złamane żebro. Poza tym byłam cała posiniaczona. Wymigałam się po prostu, że to był sylwester i mocno się poobijałam, wracając do domu. Byłam zbyt przerażona, żeby o tym mówić. Jakiś czas potem zaczynałam czuć mdłości. Byłam w ciąży. Kiedy się o tym dowiedziałam, popadłam w histerię. Nikomu nie powiedziałam, co się naprawdę stało. Powiedziałam tylko tyle, że to jednorazowa przygoda z imprezy. Nie powiedziałam, że zrobiono mi dziecko siłą. 
Chciałam Cię usunąć, ale nie mogłam. Rodzice by coś podejrzewali, poza tym... Nie jestem mordercą. Choć może brak miłości ode mnie to gorsza kara niż śmierć. Nie wiem. Ale jestem pewna, że nie jestem dobrą matką i nie będę. Przepraszam Cię. Nie chodzi o Ciebie. Po prostu za każdym razem, gdy Cie widzę, widzę jego i wtedy... Mam ochotę wymiotować. Jedyne co bym chciała robić z Twoim małym, kruchym ciałkiem, to uderzać je tak mocno, aż skóra zrobi się tak samo fioletowa jak moja, po wielokrotnych uderzeniach tamtego faceta. Najchętniej bym cię zabiła nożem. Ciekawe jest to, że nie mogłam się dopuścić aborcji, a przyjemnie by mi się patrzyło, jak z zimną krwią odkrawam Ci głowę.
Przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Galaktyka nie jest w stanie pomieścić przeprosin, jakie jestem Ci winna. 
Przepraszam.
Ja naprawdę Cię kocham. To nie tak, że jesteś dla mnie jedynie zmorą. Kocham cię, bo jesteś moją córką i nie jesteś niczemu winna, ale... To on zrobił, że nie mogę na Ciebie patrzeć. Chciałabym sprawić, abyś była szczęśliwa, ale nie znalazłam jeszcze na to odpowiedniego sposobu. Jednak jedno jest pewne. Nigdy nie sprawię, że będziesz szczęśliwa przy mnie. Za to też cię przepraszam.
Przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Jest we mnie za dużo nienawiści i miłości do Ciebie i nie potrafię tego pogodzić. Nienawidzę się za to, że cię nienawidzę i nienawidzę się za to, że mimo to, że Cię nienawidzę, kocham cię. Wiem, to zagmatwane, ale to właśnie czuję.
Obiecuję, że podaruję Ci kiedyś najpiękniejsze życie na świecie. Dam Ci gwiazdkę z nieba. Nie wiem jeszcze, jak to zrobię. Ale wszystko naprawię. Choćbym miała sama zniknąć.
I jeszcze jedno.
Przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Kocham cię.
Twoja Matka
Jane Alice Warmth
PS: Przepraszam, przepraszam, przepraszam. 

Nawet nie wiem, w którym momencie zaczęłam płakać. Wiem tylko, że płakałam jak jakaś idiotka. Nie wiem też z jakiego konkretnie powodu. Chyba dlatego, że moja mama nigdy nie powiedziała, że mnie kocha, a tutaj napisała to kilka razy i... I wreszcie ją rozumiem. Może nie do końca, ale przynajmniej wiem, dlaczego nie potrafiła być dla mnie dobra. Mój ojciec zrobił jej naprawdę wielkie świństwo. A w moich żyłach płynie jego plugawa krew. 
Jak ja zareagowałabym w podobnej sytuacji? Czy potrafiłabym kochać dziecko, które spłodził obcy facet? Gwałciciel? Czy potrafiłabym się odnaleźć w takiej sytuacji? 
Nie wiem...
Pytania nalewały mi się do głowy niczym sok do szklanki, ale nie było ochotnika, aby ktoś wypił sok i odpowiedział na kłębiące się w mojej głowie pytania.
Nie było nikogo, komu mogłabym się teraz wyżalić, do kogo mogłabym się teraz przytulić...
Nikogo, bo nie potrafiłam kochać ludzi, tak samo jak moja matka nie potrafiła kochać mnie w taki sposób, w jaki kochają wszyscy.
I to był m ó j problem. 
I właśnie stąd się to wzięło.
Całe życie winiłam za to matkę, ale tak naprawdę wszystkiemu winny był mój ojciec. To przez niego byłam aspołeczna i samotna. Bo zniszczył moje życie, tak jak moją matkę. 
Nienawidziłam go.
Ale przestałam nienawidzić moją matkę.

*TEKST NAPISANY PRZEZ ANGELIKĘ R. (autorkę bloga), JEST NIETYKALNY

3 komentarze:

  1. wow, nie mogę doczekać się następnego
    ps. pięknie piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku ten list . . . Brak mi slow po prostu nie moge przestac plakac . A co do piosenki ... jest swietna . Po prostu genialna . !

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy, nawet najkrótszy, komentarz :)