wtorek, 28 października 2014

Rozdział 10

Ja i Anne musiałyśmy najdłużej czekać, aby wyjść, ponieważ nasze miejsca były prawie najdalej od wyjścia. Poza tym nie bardzo lubiłam się pchać między ludźmi, więc zgodnie z Anne postanowiłyśmy poczekać na miejscach, aż się opustoszy. Kilka minut później sala była całkowicie pusta. Już miałyśmy wychodzić, kiedy usłyszałam szybkie kroki pochodzące ze sceny. Obejrzałam się i ujrzałam Harry'ego, który właśnie zeskoczył z niewysokiego podestu, a potem zaczął iść w moim kierunku. Anne wydawała się lekko spięta, ale nie poruszyła się z miejsca.
-Co tu robisz? - zapytał.
-Przyszłam zobaczyć show - powiedziałam szczerze.
-Fefe, poczekam na zewnątrz - wcięła się Anne. Nie dała mi szansy, żebym zaprotestowała. Od razu sobie poszła.
-Nie jestem tu dla ciebie - oznajmiłam. - Anne mnie tu zaprosiła - powiedziałam. Nie wiem właściwie, dlaczego mu się tłumaczyłam. Nie miałam żadnego obowiązku.
-To twoja...? - zaciął się, jakby to słowo nie chciało mu przejść przez gardło.
-Nie - zaoponowałam automatycznie. - Przyjaźnimy się.
Harry zaczął się wgapiać w moje oczy, jakby były jedyną rzeczą na świecie. Ja nie mogłam się powstrzymać i wlepiałam swój wzrok w jego. Tak bardzo tęskniłam za tą zielenią, w której można było się zatopić. Kiedy zapatrzyło się w oczy Harry'ego, można było znaleźć się na chwilę w lesie, gdzie wszystkie drzewa porośnięte były mchem, a sama trawa nie była skażona brązem ziemi.
Zapragnęłam go pocałować. Harry był nachylony nade mną, jakby marzył o dokładnie tym samym, co ja. Zbliżyłam się lekko do niego, ale daszek czapki oddalił nasze głowy od siebie.
-Jebać zasady - powiedziałam, ściągając czapkę i obejmując kark Harry'ego rękoma.
Nasze usta bardzo szybko połączyły się w pocałunku. Harry był bardzo zachłanny. Wykorzystał okazję, kiedy lekko rozchyliłam wargi, żeby pogłębić pocałunek. Jego język delikatnie wkradł się do moich ust i zaczął masować mój. Popełniałam straszliwy błąd, ale chyba tego chciałam.
Oderwaliśmy się od siebie i zaczęliśmy ciężej oddychać. Pocałunek wyssał z naszych płuc całe powietrze.
-Nie jesteś lesbijką - stwierdził.
-Nie - przyznałam się.
-Więc czemu?
-Nie chcę cię zranić - wyszeptałam.
-Nie zranisz - powiedział.
-Zranię - nie dawałam za wygraną.
-Ranisz mnie, kiedy mnie odrzucasz. Jeśli zranisz mnie potem, to z mojej winy. Nie będę miał ci tego za złe - oznajmił i nasze usta znów się złączyły.
Dopiero teraz poczułam ból wargi. Wcześniej zupełnie zapomniałam o kolczyku, ale teraz musiałam się odsunąć od chłopaka, bo za bardzo bolały mnie usta.
-Co? - zapytał się. Chyba był lekko speszony, że przerwałam.
-Boli mnie warga - powiedziałam, poprawiając dłonią kolczyk.
-Nowy? - zaciekawił się, a jego ręka powędrowała, aby dotknąć srebrnego kółka pomalowanego czarną farbą.
-Tak - powiedziałam.
-Jeszcze nie całowałem się z dziewczyną, która ma kolczyk w wardze - oznajmił, uśmiechając się do mnie w uroczy sposób.
-Jeszcze nie całowałam się kolesiem, mając kolczyk w wardze - przedrzeźniałam go.
-To dobrze - oznajmił widocznie zadowolony. - Czyli między nami jest okej? - zapytał.
-Nie wiem - odparłam, zaczynając bawić się kolczykiem w wardze. - Nie chcę cię...
-Bla, bla, bla, słaby argument - powiedział, przerywając mi.
-Okej - zgodziłam się w końcu i poczułam dziwną ulgę, kiedy wyszeptałam to jedno słowo.
-Więc co powiesz, żebyśmy poszli teraz na lunch? - zaproponował.
-Nie bardzo mogę... Ja... Umówiłam się z Anne na koktajl - powiedziałam.
-A co robisz jutro? - zapytał.
-Mam wolne. To ostatni tydzień, potem zaczynają się studia - wyjaśniłam.
-Okej, więc wpadnę jutro - oznajmił i pocałował mnie delikatnie na pożegnanie.
Wiedziałam, że podjęłam złą decyzję, ale po prostu nie potrafiłam postąpić inaczej. W jakiś dziwaczny i pokrętny sposób naprawdę chciałam się z nim widywać. Był słodki i momentami zabawny. Kompletne przeciwieństwo Alexa. On zawsze raczej był powściągliwy w rozmowach ze mną, a Harry nie interesował się tym, że czegoś nie chcę powiedzieć. Zupełnie jakby chciał mnie poznać, a to w sumie było strasznie miłe. Większość osób nie chciała mieć ze mną bliższego kontaktu.
Ja i Anne wypiłyśmy koktajle w pobliskiej kawiarni, a potem poszłyśmy do galerii. Zrobiłyśmy sobie zdjęcia w budce fotograficznej, a potem wylądowałyśmy w sklepie muzycznym. Anne popisywała się umiejętnościami gry na gitarze, ja natomiast śpiewałam do wyłączonego mikrofonu. Sklep był naprawdę ogromny, a ludzi raczej niewielu i tylko dlatego zdecydowałam się zabawić z przyjaciółką.
Po galerii wybrałyśmy się na obiad do restauracji. Dużo się wygłupiałyśmy jedząc i było naprawdę wspaniale. Chyba nigdy wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, jak to jest mieć przyjaciółkę. A teraz ją miałam i to było najwspanialsze na świecie.
Około dwudziestej byłam w końcu w domu. Anne musiała wracać wraz z jakąś tam Sophią do swojego miasta, więc nie zatrzymywałam jej. Kiedy wróciłam, zabrałam się za czytanie książki. Poczułam się zmęczona, gdy byłam jakoś w połowie historii. Skończyłam czytać i zdecydowałam się pójść spać. Szybko się przebrałam w piżamkę i umyłam zęby, a potem wpakowałam się do łóżka. Byłam zmęczona, ale nie mogłam zasnąć. Myślałam o miękkich wargach Harry'ego i o tym, jak znajdują się na moich. Próbowałam sobie to wybić z głowy, ale bezskutecznie.
Około dwudziestej trzeciej usłyszałam swój telefon. Sięgnęłam po niego i odblokowałam wyświetlacz. Jasne światło lekko poraziło moje oczy. Chwilę trwało, zanim przyzwyczaiłam się do jasności. Kiedy odczytałam imię nadawcy wiadomości, moje serce zabiło szybciej, ale natychmiast je ogarnęłam. Ja i Harry to tylko zabawa, powtarzałam.
Zdecydowałam się w końcu odczytać wiadomość. "Ładnie wyglądałaś w mojej czapce" napisał. Nie wiedziałam, dlaczego właściwie poczuł potrzebę, aby mi o tym powiedzieć. Zdecydowałam się zignorować tę wiadomość i gdy już odkładałam telefon z powrotem na stolik nocny, po raz kolejny przyszedł sms.
Harry: Śpisz?
Ja: Nie.
Harry: Czyli cię nie obudziłem?
Ja: Nie.
Harry: O której jutro mogę wpaść?
Ja: O której chcesz.
Harry: A do której śpisz?
Ja: 11.
Harry: Widzę, że nie tylko ja nie lubię rano wstawać.
Ja: Nie chodzi o porę wstawania. Ja po prostu lubię spać :)
Znów się z nim droczyłam i nie wiedziałam, czy to dobrze, czy źle. Z jednej strony nie chciałam się z nim kłócić i w ogóle, ale z drugiej nie chciałam być za miła i wyprowadzać go w pole. Nie mogłam pozwolić, żeby myślał, że między nami będzie coś więcej niż koleżeństwo i całowanie.
Harry: Więc będę o 12, dobrze?
Ja: Ok.
Harry: Nie możesz napisać jakiejś dłuższej wypowiedzi?
Ja: Nie. Nie zaczynaj.
Harry: Wyluzuj. Tylko się z tobą droczę. Po prostu zastanawiam się, dlaczego taka jesteś. Zamknięta w sobie. Myślałem, że już się trochę przede mną otworzyłaś.
Ja: Nic nie ukrywam. Po prostu nie lubię dużo mówić.
Harry: Zauważyłem.
Ja: Wiesz już o mnie praktycznie wszystko. A ja nie wiem nic o tobie.
Harry: Jest coś takiego jak internet.
Ja: Nie bardzo korzystam z sieci.
Harry: Dziewczyno, w jakim ty świecie żyjesz?
Ja: Książkowym.
Harry: A co chcesz o mnie wiedzieć?
Ja: Whatever.
Harry: Eeee... Mam na imię Harry.
Ja: Trzy razy nie, dziękujemy.
Trochę się zdziwiłam, że napisałam taką wiadomość. Nawiązałam do X-Factora, a tak naprawdę nie oglądałam takich rzeczy. Widziałam może z parę odcinków, bo moja siostra mnie zmuszała do oglądania tego. Nawet widziałam 1D w tym programie, dopiero kiedy zaczynali.
Harry: O nie, kolejny raz nie przeszedłem.
Ja: Co robisz w wolnym czasie poza śpiewaniem?
Harry: Komponuję, piszę trochę teksty. Śpię, jem, oddycham.
Ja: A gdzie w tym wszystkim czas na prysznic?
Harry: Nie stać mnie na wodę :c chlip, chlip
Ja: To zbieraj łzy. Albo deszcz.
Harry: Nie głupie.
Ja: Wiem.
Harry: Ktoś tu jest bardzo skromny.
Ja: Nie schlebiaj sobie.
Harry: Spadaj.
Ja: Może być z dywanu na podłogę?
Harry: Ok.
Ja: Masz pożyczyć jakiś dywan?
Harry: Salonowy czy łazienkowy?
Ja: Obojętnie.
Harry: Przyniosę jutro.
Ja: Dlaczego jeszcze nie śpisz?
Harry: Bo nie mogę.
Ja: Ja też nie. Kim chciałeś zostać, zanim stałeś się sławny? Sorry za to słowo, ale nie mogę wymyślić innego określenia.
Harry: I ty idziesz na studia pisarskie? :P Chciałem być prawnikiem.
Ja: Czemu?
Harry: Nie wiem, po prostu mi się to podobało. Pilnowanie porządku, pomaganie ludziom i tak dalej. Ale nie żałuję, że nim nie jestem. Sto razy bardziej wolę śpiewać z chłopakami.
Ja: :)
Harry: Zmęczona?
Ja: Trochę.
Harry: Nie będę ci przeszkadzał. Dobranoc.
Ja: Dobranoc.
I tak nasza rozmowa się urwała. Odłożyłam telefon i zdecydowałam się iść spać. Zasnęło mi się dosyć szybko, czego się nie spodziewałam. Miałam w nocy dobre sny, ale rano zupełnie ich nie pamiętałam.
Obudziłam się około dziesiątej. Poszłam wziąć szybki prysznic, a potem wróciłam do swojej sypialni owinięta ręcznikiem. Otworzyłam szafę, aby znaleźć jakieś odpowiednie ubrania. Dziś chciałam wyglądać naprawdę dobrze, ale nie dopuszczałam do głowy myśli, że to dla Harry'ego. Ostatecznie, na przekór samej sobie, ubrałam się w zwykłe czarne spodnie i za dużą koszulkę tego samego koloru. Uczesałam się w niezgrabny kucyk i poszłam na dół, aby zjeść śniadanie.
Około dwunastej włączyłam piosenkę z płyty Bridgit Mendler - Ready Or Not. Miałam ochotę śpiewać razem z piosenkarką, ale powstrzymałam się, pamiętając jak ostatnio Harry przyłapał mnie na skakaniu po meblach i wykrzykiwania słów zespołu Evanescence.
Około wpół do usłyszałam pukanie do drzwi. Poszłam otworzyć drzwi, po drodze przełączając znów na piosenkę Ready Or Not. Nuciłam cicho po drodze dobrze znane mi słowa, ale zamilkłam, kiedy znalazłam się blisko drzwi. Przekręciłam zamek i otwarłam drewnianą powłokę przed Harrym. Chłopak stał przed drzwiami trzymając w rękach jakieś dzikie kwiatki, które najprawdopodobniej zebrał po drodze.
-A gdzie dywan? - zapytałam.
-Nie wziąłem. Nie chciałem, żebyś się zabiła - powiedział i pocałował mnie delikatnie w policzek, a następnie wszedł do domu.
Podał mi kwiatki, a potem, zupełnie bez pytania o pozwolenie, pokierował się do salonu.
-Słuchasz tych piosenek specjalnie, czy tak po prostu?
-To znaczy? - zapytałam.
-Ostatnia piosenka była mniej więcej o tym, że ciężko przedostać się do twojego wnętrza, a pierwsze słowa tej piosenki brzmią " Jestem typem dziewczyny, która nie odezwie się ani słowem, która siedzi na krawędzi i czeka na resztę świata" - zacytował dokładnie tekst.
-Przypadek - stwierdziłam.
-Lub podświadomość - zasugerował.
Wywróciłam oczami, starając się nie skomentować w uszczypliwy sposób tego, co przed chwilą powiedział. Położyłam kwiatki na komodzie, a potem usiadłam na kanapie i zaczęłam się bawić palcami u dłoni. Wydawały się one tak bardzo interesujące, jak krępująca dla mnie była ta chwila. Nie chciałam, żeby chłopak odbierał dosłownie tekst każdej piosenki, której słuchałam.
-Możesz udowodnić, że się mylę, jeśli puścisz dowolną piosenkę i nie będzie ona ani trochę pasowała do ciebie.
-To bezsens - stwierdziłam. - Zazwyczaj słucha się piosenek, które choć trochę opowiadają o tobie lub o twoich marzeniach - powiedziałam. - A ten album kupiłam już dawno. Nie musi opowiadać o nas.
-Ale słuchasz go teraz - przypomniał.
-Jesteś upierdliwy - powtórzyłam swoje własne słowa.
-A ty uparta - bawił się w moją grę. - Powiedz pierwszą lepszą liczbę. Niech podświadomość zadecyduje, jaka piosenka do ciebie dziś pasuje.
-Czwórka - odparłam bez namysłu, ponownie wywracając oczami.
Harry podszedł do mojej wierzy i zmienił piosenkę. Chwilę potem leciało Hurricane. Kolejna piosenka, której znałam każde słowo. Kolejna, cholerna piosenka, która prowadziła do mojej zguby. Harry miał się za znawcę, ale tak naprawdę to był czysty przypadek. Pierwsza zwrotka przeleciała bez żadnego słowa komentarzy ode mnie, czy od Harry'ego, natomiast refrenu chłopak nie mógł sobie przepuścić. Zaczął mówić tekst, podczas gdy Bridgit śpiewała.
-Zabijam okna deskami, zamykam serce. To jest tak, że za każdym razem, gdy dmie wiatr, wydaje się, że rozerwie nas na kawałki. Za każdym razem, gdy on się uśmiecha, ja pozwalam mu znowu wejść. Wszystko jest dobrze, kiedy stoisz w centrum huraganu. Tutaj pojawia się słońce, tutaj przychodzi deszcz. Stoję w centrum huraganu.
-To kompletnie bez sensu - uznałam od razu. Wiedziałam, że brzmiałam, jakbym się broniła. Prawdopodobnie tak właśnie było. - Nie siedzisz w mojej głowie.
-Ale zamykasz się. Zabijasz okna deskami, wymyślasz różne głupie rzeczy, żeby nas od siebie oddalić, a potem i tak wracamy do początku. Ile razy już tak było? Najpierw wymówka z żółwiem, potem akcja w samochodzie i jeszcze ta Lodowa Księżniczka, a na końcu ten pomysł z lesbijką - przypomniał mi wszystko w chronologicznym porządku. - A jednak wciąż tu jestem.
-Tylko dlatego, że jesteś upierdliwy - powtórzyłam.
-A ty uparta, a jednak i tak tu jestem - kłócił się.
-Nie zaczynaj, bo cię wywalę - powiedziałam.
-Już się tak nie złość, uparciuchu - śmiał się ze mnie. Zajął miejsce obok mnie i posłał mi delikatny uśmiech. - Co porobimy?
-Przede wszystkim wyłączymy muzykę - powiedziałam.
-Czemu? - zapytał, śmiejąc się lekko. - Moja teoria obrzydziła ci piosenki?
-Nie denerwuj mnie, Styles. Igrasz z ogniem - burknęłam.
-Zauważyłem, że ktoś tu jest bardzo nerwowy, Smith - powiedział, nie tracąc uśmiechu.
-Ja cię zamorduję, Styles - oznajmiłam, ale powoli się rozluźniałam i na mojej twarzy zaczął pojawiać się delikatny uśmiech. Trochę brakowało mi humoru w życiu. Ciągłe tylko czytałam lub słuchałam muzyki. Praktycznie z nikim nie rozmawiałam. Tylko z Anne i od czasu do czasu z Samem. Jeszcze z Mią i rodzicami, kiedy natrafiła się okazja.
Spojrzałam na Harry'ego. On już od dawna wlepiał swój wzrok we mnie, więc nasze oczy się spotkały. Nie mogłam przestać patrzeć na szmaragdową zieleń, która przenosiła mnie w zupełnie inny wymiar. To tak jakbym znalazła się w najpiękniejszym lesie i oddychała pełnią życia. Jakby nic mnie nie ograniczało, żadne deski, ani mury, które dawno temu wybudowałam wokół siebie. Jakbym stała się Bellą ze Zmierzchu, którą Edward zabrał na jedno z najwyższych drzew, gdzie z każdej strony można było podziwiać zieleń.
-Co? - zapytał szeptem.
-Masz ładne oczy - powiedziałam.
Uśmiechnął się do mnie delikatnie.
-Ty też - stwierdził.
-Ale takie pospolite. Po prostu brązowe. Twoje są zielone. Niespotykane. Rzadkie - zauważyłam.
-To, że coś jest pospolite, nie znaczy, że nie jest ładne. To tak jak z kwiatami. Rosną praktycznie wszędzie, a i tak każdy uważa je za piękne - powiedział. - I uwielbiam twoje oczy, ale też ich nienawidzę. Są czekoladowobrązowe. Ciemne. Ciężko cokolwiek z nich wyczytać. To dlatego tak ciężko mi cię rozszyfrować.
-Nie ma co rozszyfrowywać. Wiesz już wszystko. Jestem po prostu nudna i nie ma o czym mówić - oznajmiłam.
-Za mało mówisz, żeby być nudna - oznajmił.
-A co ma jedno do drugiego? Jakbym paplała jak jakaś przekupka, to znaczyło by, że nic nie ukrywam?
-Tak, bo wypychałabyś z siebie wszystkie informacje - powiedział.
-Pleciesz głupoty. Ja naprawdę nic już nie ukrywam. Wiesz, że urodziłam się w Nowej Zelandii, że matka mnie oddała, że zostałam adoptowana. Czego chciałbyś dowiedzieć się więcej? - zadałam pytanie retoryczne. - To wszystkie informacje, jakie mogę o sobie zdradzić.
-Jednak nie lubisz ludzi - zauważył. - A ja nie rozumiem dlaczego.
-Kto ci powiedział, że nie lubię ludzi?
-To widać. Nie chodzi o to, że się wstydzisz mówić. Jesteś niezwykle zamknięta, nie zwierzasz się. Właściwie nie widziałem w internecie żadnego zdjęcie ciebie z jakimkolwiek znajomym. Tylko z rodziną i czasem tym Samem - powiedział. - To świadczy o tym, że nie jesteś towarzyska. Jeśli nie jesteś towarzyska, to nie lubisz ludzi.
-A ja odnoszę wrażenie, że jesteś strasznie pewny siebie - oznajmiłam.
-Możliwe. Cztery lata w mojej branży swoje robią - orzekł. - Ale to nic złego, póki nie jestem zarozumiały. Dlaczego nie lubisz ludzi?
-Po prostu nie lubię i tyle - powiedziałam, odsuwając się od chłopaka. Podniosłam się z kanapy i poszłam wyłączyć album Bridgit, bo jej piosenki powoli zaczynały działać mi na nerwy.
Sięgnęłam po pendrieve, leżącego na komodzie i włączyłam piosenkę, która nie była jeszcze na żadnym albumie. Zara Larsson - Uncover.
-Nie chcę, abyś mówiła mi cokolwiek o sobie z przymusu - oznajmił, również wstając.
-Więc nie naciskaj na mnie. Zwłaszcza, kiedy ci mówię, że nic się za tym nie kryje - powiedziałam.
Staliśmy na przeciwko siebie. Dzieliły nas około dwa metry napięcia, które zbudowaliśmy między sobą. Nasze oczy spotykały się ze sobą, ale nie było tak miło, jak kilka minut temu. Zaczynałam się denerwować. Jak zawsze zresztą. Ja się ciągle złoszczę. Może dlatego nie lubię ludzi? Bo działają mi na nerwy? Lub dlatego, że nie potrafię się z nimi dogadać? Bo jestem jakaś inna od wszystkich? Po prostu walnięta.
-Więc czemu tak bardzo się denerwujesz, kiedy o to pytam? - nie odpuszczał. Ja byłam uparta, ale on też. I może dlatego dochodziło między nami do tylu spięć.
-Ponieważ to irytujące. Znamy się zaledwie od dwóch tygodni, a ty chcesz wiedzieć wszystko na mój temat - powiedziałam, a mój ton stał się trochę ostrzejszy niż wcześniej.
-Na tym to polega. Chcę cię poznać, żeby wiedzieć, czy mamy, co robić razem - odparł. Jego głos również był napięty.
-Wiesz już wszystko, naprawdę. A jeśli wydaje ci się, że nie, to może po prostu jestem dla ciebie zbyt zwyczajna? Może faktycznie nie mamy, co robić razem - mój głos powoli przeradzał się w krzyk.
-Fefe, nie mów tak. Nie o to mi chodziło - powiedział już dużo spokojniej.
-Po prostu mnie pocałuj - westchnęłam.
Zupełnie nie wiem, dlaczego wypowiedziałam takie słowa. Ale Harry wykonał moje polecenie. Przemierzył dzielącą nas odległość, burząc od razu mury napięcia, jakie zbudowaliśmy. Jego dłonie znalazły się na moich policzkach, a potem mnie pocałował. Jego słodkie usta pieściły moje, a świat wokół przestawał istnieć. Dopiero wtedy zrozumiałam, że dzieje się ze mną coś dziwnego. Zrozumiałam, że pragnę Harry'ego bardziej niż czegokolwiek innego, ale jeszcze się przed nim bronię i to powoduje nasze kłótnie. Jednocześnie myślałam, że może pragnę go tak bardzo, bo jest dla mnie nieosiągalny. Mógłby mieć każdą dziewczynę na trym skomplikowanym świecie. Wiara w to, że wybrałby akurat mnie była znikoma. Tylko nadzieja pobudzała moją wyobraźnię.
Harry odsunął się ode mnie, ale cały czas trzymał swoje duże dłonie na moich policzkach.
-Lepiej? - zapytał.
Nieśmiało skinęłam głową. Nie miałam pojęcia dlaczego, ale tak właśnie było. Za każdym razem, kiedy znajdowałam się w jego ramionach, kiedy jego usta stykały się z moimi. Wystarczyło, że był po prostu blisko, aby cały mój dzień nabrał kolorów.
-Czego się boisz?
-Nie wiem... Chyba, że nie będziesz chciał być obok, kiedy dowiesz się, jaka jestem - wyszeptałam.
-Wariatka. Nadal tu jestem, mimo że już parę razy pokazałaś mi, jak bardzo potrafisz być skomplikowana - powiedział, delikatnie muskając moje usta swoimi. - Właśnie dlatego się nie poddaję. Bo to, że jesteś taka niedostępna sprawia, że coraz bardziej cię pragnę. Razem ze wszystkimi sekretami, o których nie chcesz mi jeszcze powiedzieć.
-Nie ma ich - szłam w zaparte.
-Niech ci będzie. Na razie. Ale tak łatwo się nie poddam - powiedział.
-Bo jesteś upierdliwy - powtórzyłam znów.
-A ty uparta - droczył się ze mną.
-Ty też - powiedziałam.
Piosenka się zmieniła i nagle w tle zaczęło grać Say Something.
-Powiedz coś, bo rezygnuję z Ciebie
Będę tym jedynym, jeśli tego zechcesz
Gdziekolwiek, podążałbym za tobą
Powiedz coś, bo rezygnuję z Ciebie - Harry śpiewał razem z wokalistą - I czuję się taki mały
Nic z tego nie rozumiem
I nic już nie wiem.
-I potknę się, i upadnę
Wciąż uczę się kochać
Dopiero zaczynam raczkować - tym razem to ja zaśpiewałam kawałek dobrze znanej mi piosenki.
-To nie prawda - powiedział Harry. - Potrafisz kochać.
-Oboje wiemy, że to nie prawda - stwierdziłam i dopiero teraz zauważyłam, że oboje kołyszemy się w rytm muzyki. Tańczymy. Ręce Harry'ego dawno przeniosły się na moje biodra.
I wszystko wydaje się proste, nie skomplikowane. Ja i Harry nagle jesteśmy jednym, a nic poza nami nie istnieje. Jest tylko muzyka i nasze oczy wlepione w siebie nawzajem. Chciałabym wiedzieć, co się ze mną dzieje. Nie wierzyłam w istnienie miłości, więc wiedziałam, że nie zakochuję się. Ale nie mogłam zrozumieć, dlaczego poddaję się jego powolnym ruchom. I nie chodziło tylko o taniec. Nie rozumiałam do końca, dlaczego z nim tkwiłam, skoro my nie mieliśmy przyszłości i normalnie w takiej sytuacji już dawno bym zrezygnowała, a jemu wciąż dawałam szansę, jakbym wierzyła, że odmieni moje życie.
Ja i Harry tworzyliśmy wszechświat. Nasz własny, malutki, do którego nikt nie miał wstępu. A ja walczyłam wciąż ze sobą, bo część mnie chciała wpaść do tej czarnej dziury, a druga kazała trzymać się od niej z daleka. I nie wiedziałam do końca kogo słuchać. Rozumu czy... instynktu, intuicji? Oba te słowa nie do końca mi pasowały, ale nie miałam pomysłu na lepsze.

~Jeśli przeczytałeś/łaś, proszę, zostaw komentarz :)

1 komentarz:

  1. Poprostu piękne nie ma innych słów aby to opisać :-D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy, nawet najkrótszy, komentarz :)