sobota, 4 października 2014

Rozdział 5

Szłam, trzymając ręce splecione na wysokości piersi. Wydawało mi się, że w ten sposób stworzę postawę mówiącą "jestem pewna siebie". Nie chciałam, aby Harry się domyślił, że boję się odezwać. Rozmawianie to też talent, talent, którego niestety nie posiadam.
-Gdzie chcesz iść najpierw? - zapytał, rozglądając się po wesołym miasteczku.
Wzruszyłam ramionami. Chciałam powiedzieć, że lubię dom strachu, ale wstydziłam się. Bałam się, że powie, że to dla dzieciaków. Tak w rzeczywistości było, ponieważ domy strachu nigdy nie były straszne, ale lubiłam tam wchodzić. Pamiętam, jak pierwszy raz poszłam tam z Samem, a potem spotkałam tam Alexa. Nie mogę powiedzieć, że się od razu zakochaliśmy, bo nie. Nigdy go nie kochałam, ale świetnie się razem bawiliśmy, więc zaczęliśmy się umawiać. Wszystko było dobrze, do czasu, kiedy zrobił tak niefortunną rzecz. To najgorsze, co mógł mi wtedy powiedzieć, ale nie chcę o tym myśleć. Chce mieć we wspomnieniach tylko to, że byliśmy naprawdę szczęśliwi przez te cztery lata, kiedy ze sobą chodziliśmy. Nie licząc oczywiście małych potyczek w naszym związku, kiedy rozstawaliśmy się nie na dłużej niż dwa miesiące. Zawsze do siebie wracaliśmy. Nie to, że opłakiwałam nasze rozstanie. On tego chciał, a ja nie
miałam serca go ranić, zwłaszcza, że mnie nie zależało. Ludzie mogli sobie myśleć, co chcieli i on też.
-Co powiesz na samochodziki?
Wzruszyłam ramionami. Chciałam powiedzieć, że to dziecinada. Cieszyłam się, że nie miałam jednak ciętego języka. Dom strachu też jest dziecinadą.
-Zamierzasz się w ogóle odezwać? - zapytał.
-Może - powiedziałam w końcu, choć przyszło mi to z trudem.
-Droczysz się ze mną? - zaśmiał się, a ja wzruszyłam ramionami.
Wiedziałam, że chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zamilkł. Oboje zmierzaliśmy w kierunku samochodzików. Muzyka grała, ale było pusto. Poczułam się nagle trochę tak, jak wtedy, kiedy ja i Sam nocowaliśmy w opuszczonym szpitalu psychiatrycznym. Przeszywał mnie dreszcz i czułam chłód, choć nie było wiatru. Czasami czuję się tak nawet wtedy, gdy jestem sama w domu. Nie rozumiem dlaczego. Nie boję się ciemności, ani nic w ten deseń.
Doszliśmy do samochodzików i dostrzegłam pierwszego człowieka. Gościa, który był odpowiedzialny za włączanie tej maszyny. Aha, więc obsługa jest, ale nie ma ludzi? Zaczęłam się zastanawiać nad zarobkami wesołego miasteczka. Producent musiał im sporo zapłacić, żeby zamknąć na jeden wieczór park rozrywki. Przynajmniej więcej niż wychodzi dzienny dochód. Czyli bardzo dużo, bo do wesołego miasteczka przychodzi z milion osób. Dlaczego im tak bardzo zależy na tym, żeby nikt nas nie zobaczył? I ciekawe, gdzie w takim razie znajduje się Sylvia i Niall. Też na odludziu? Czy oni mogą się pokazywać, bo Sylvia jest wtyką?
Wsiedliśmy do samochodzików. Harry do czerwonego, ja do zielonego. Przez chwilę było sztywnie, ale potem się rozkręciłam. Długo jeździliśmy robiąc różne piruety i uderzając w siebie nawzajem zupełnie bez powodu. Śmiałam się, a Harry wydawał się z tego powodu zadowolony. Wiedział, że tak będzie?
Po jakimś czasie zeszliśmy z samochodzików, ja śmiałam się w głos, a Harry obejmował mnie ramieniem w tali. Nie miałam nic przeciwko. Chociaż nie. Po prostu o tym wtedy nie myślałam.
-Gdzie teraz? - zapytał.
-Dom strachu - zaproponowałam.
-Uwielbiam dom strachu! - powiedział, więc razem poszliśmy tam, gdzie zaproponowałam.
Kiedy podeszliśmy, przyjrzałam się budynkowi. Nie był dość wysoki, mógł mieć dwa normalne piętra, ale znając domy strachu, jedno z pięter powinno być cholernie niskie. I wtedy coś mnie olśniło. Przypomniało mi się opowiadanie.
Dziewczyna weszła do domu strachu. Chłopak ją przestraszył. Ona się potknęła i spadła z kilku schodków, których nie zauważyła. Było ich co najwyżej pięć. Nie stało się nic poważnego. Tylko złamała nogę.
-Może lepiej tu nie wchodźmy - powiedziałam nagle.
-Strach cię obleciał? - zakpił ze mnie.
-Nie! - zaoponowałam od razu.
-Więc?
-Wejdę, ale jeśli złamię nogę, to cię zamorduję - powiedziałam.
-Dlaczego miałabyś złamać nogę? - zdziwił się.
-Nie wiem! Przestraszysz mnie czy coś, a ja spadnę ze schodów - zasugerowałam.
-Nie wygłupiaj się - powiedział i wszedł do środka.
Ruszyłam za nim. Na początku go widziałam. Zastanawiałam się, co muszę zrobić. Jak zatrzymać przeznaczenie? Och, zaczynałam popadać w paranoję, ale w tamtym momencie, po tym, jak zorientowałam się, że moje opowiadanie zaczyna odzwierciedlać moje życie, byłam przestraszona.
-Jak mi nie ufasz, możesz wziąć mnie za rękę. Będziesz miała pewność, że cię nie przestraszę - powiedział.
To był rzeczywiście dobry sposób. I nie ufałam mu, więc miałam gdzieś, że będzie wiedział, że to prawda. Wzięłam go za rękę. Była naprawdę duża, więc od razu zakryła moją. Wplotłam swoje palce między jego i szliśmy krok w krok. Co chwilę wyskakiwały nam jakieś strachy, ale nie bałam się. Czasami się nawet śmiałam z głupoty architektów tego domu. Wkroczyliśmy właśnie na ostatnie piętro i nagle poczułam brak gruntu pod nogami. Tu były te nieszczęsne schodki. Prawie się wywaliłam, ale Harry trzymał mnie za dłoń, więc gwałtownie wciągnął mnie na górę i obrócił tak, że nasze klatki piersiowe się uderzyły. Z bliska widziałam w słabym świetle jego błyszczące zielone oczy.
-No hej - powiedział, ale ja się zawstydziłam i zamiast tego puściłam jego rękę i ruszyłam po schodkach. Było ich dokładnie pięć. Wiem. To paranoja, że je liczyłam.
Wyszliśmy z domu strachu. Harry szedł za mną z nieobecnym wzrokiem, a ja miałam splecione ręce na wysokości piersi. Zastanawiałam się, dlaczego chłopak tak zamilkł. Przeważnie dużo mówił.
-Nie złamałaś nogi - powiedział w końcu, zrównując ze mną krok. - I tylko dlatego, że cię złapałem.
Wywróciłam oczami, powstrzymując się od zbędnych komentarzy o jego arogancji i pewności siebie. Tak, to zdecydowanie jego wada produkcyjna. Jego rodzice się za bardzo nie postarali. Albo media zrobiły mu syf w głowie. Zaciekawiło mnie, jaki był przed staniem się gwiazdą. Nagle się otrząsnęłam. Co mnie to obchodziło? Fefe nie obchodzi nikt i nic. Koniec, kropka.
-Masz ochotę na watę cukrową? - zapytał.
-Może być - wymruczałam cichutko.
Dopiero, kiedy facet od waty, podał nam zamówienie, zauważyłam, że Harry za nic nie płaci. Wszędzie wchodziliśmy za darmo. To dlatego jest taki pewien siebie? Bo ma wszystko za darmo?
-Czemu nie płacisz? - zdecydowałam się zapytać.
-Randka jest sponsorowana przez show - powiedział. - Wszystko jest opłacone.
Okej, może tym razem źle go oceniłam. Show wykupiło nam cały lunapark, jak mogłam o tym zapomnieć?
-Co zamierzasz zrobić po studiach? - zapytał.
Wzruszyłam ramionami.
-Wracasz do milczenia? Przecież słyszałem już, jak mówisz - przypomniał mi.
-Chyba wrócę do miejsca urodzenia - powiedziałam, myśląc o Nowej Zelandii. Nie chciałam mu jednak mówić, że to tam. Niech sobie myśli, że jestem Brytyjką, a co! Zawsze się ze mnie nabijali, kiedy mówiłam, że jestem z Nowej Zelandii. Mówili, że mam chińskie pochodzenie przez ciemno brązowe oczy i niemal czarne włosy, ale ja nie miałam w sobie nic z Chinki. Może i matka nie darzyła mnie najcieplejszymi uczuciami, ale powiedziała mi, że mój ojciec był amerykanem. Ona zaś była stuprocentową Nowozelandką.
-Tęsknisz za rodzicami, kiedy tu jesteś?
-Nie specjalnie - powiedziałam, myśląc oczywiście o moich opiekunach prawnych.
-Ale chcesz wrócić do nich - przypomniał mi. Jasne... Przecież on nie ma pojęcia, że zostałam adoptowana. Stąd pytanie o rodziców! Myśli, że chcę wrócić do domu, do opiekunów, a nie lecieć na drugi koniec świata.
-Nie do nich, chcę do miejsca, gdzie się urodziłam - wyjaśniłam. - A ty?
-Co ja?
-Tęsknisz?
-Jasne, że tak. Naprawdę. Podróżowanie po całym świecie to nie tylko plusy. Czasami nie widuję rodziny ponad pół roku i to jest straszne, ponieważ przed x-factorem spędzaliśmy razem każdy dzień. Byłem naprawdę zżyty z siostrą i mamą. Z tatą trochę mniej, bo rzadziej się widywaliśmy - wyjaśnił.
Chciałam go zapytać o jego ojca i o ten cały x-factor, ale nie mogłam. Zdaje się, że byłam zbyt zazdrosna o jego przykładną rodzinę. Chciałbym, aby moja taka była. Biologiczna matka, która ucałowała by mnie na dobranoc, przygotowała śniadanie do szkoły i zrobiła obiad. Mógłby się tu jeszcze pojawić ten Amerykanin, ale wiem, że zrobił coś bardzo złego matce, dlatego potrafię go sobie odpuścić.
Wzięłam kawałek waty cukrowej, zgniotłam ją w mniejszą kuleczkę i włożyłam do buzi. Cukier sprawiał, że moje myśli coraz bardziej buzowały. Zaczynałam się zastanawiać, jak to by było. Aż w końcu przestałam, uświadomiwszy sobie, że moja matka mnie nienawidziła. I że ja nienawidzę jej za to i nie chciałabym z nią dzielić swojego życia.
-Na co masz ochotę, kiedy zjemy watę cukrową? - zapytał.
Wzruszyłam ramionami. Jeszcze trochę i zacznie mnie tak nazywać, pomyślałam. Naprawdę często tak robiłam tego wieczoru. Trochę z braku chęci do rozmowy z nim, a trochę ze wstydu, no i jeszcze trochę z zazdrości.
-Może kolejka górska? - zrehabilitowałam się po kilku sekundach, kiedy wata w końcu dodała mi nieco odwagi.
-Ja pasuję - powiedział, ale wydał się nagle lekko spięty.
-Ktoś tu ma lęk wysokości - zakpiłam sobie, od razu rozumiejąc, o co chodzi w dziwacznym zachowaniu chłopaka.
-Nie, ja tylko nie lubię, jak moje stopy znajdują się daleko od ziemi. Wolę, gdy są na stabilnym gruncie - przekonywał mnie do swoich racji.
-Winni się tłumaczą - przypomniałam mu. - Matko, jak ty latasz samolotem w takim razie?
-Śpię - powiedział. - I widzę, że komuś się przypomniało, co to rozmowa.
Wytknęłam mu koniuszek języka, co było naprawdę nie w moim stylu. Droczenie to coś, co nie należy do mnie. Zazwyczaj zachowuję powagę. Żartuję sobie tylko z bardzo bliskimi mi osobami. A raczej uśmiechem się z grzeczności.
-Widzę, że jest panna zadziorna, panno Smith - kpił sobie ze mnie.
-Nienawidzę cię - burknęłam.
-I wzajemnie, Smith - odparł i tym razem to on wytknął mi język.
-Nie po nazwisku, Styles - powiedziałam.
-A co mi zrobisz, Smith? - żartował ze mnie cały czas.
-Och, ty nawet nie chcesz tego wiedzieć - wymruczałam.
-Najpierw będziesz musiała mnie złapać - rzucił mi wyzwanie.
-Nie ma sprawy - powiedziałam i ruszyłam za Harrym, który już biegł. Wata cukrowa niechcący wypadła mi z ręki.
W bieganiu byłam tak samo dobra jak w spacerowaniu. To jedyna dyscyplina sportowa, którą jako tako ogarniałam. Już prawie go doganiałam. I było naprawdę zabawnie. Nie pamiętałam o tym, żeby się wstydzić, czy myśleć, że zachowuję się durnie. Po prostu go goniłam. Szalałam. Bawiłam się, jak na nastolatkę przystało.
Nagle Harry odwrócił się do mnie i stanął. Nie zdążyłam wyhamować i uderzyłam w niego z dużą siłą. Oboje upadliśmy na ziemię, ja wylądowałam oczywiście na nim.
-Jeśli tak to miało wyglądać, to nie wiem, czemu uciekałem - powiedział, uśmiechając się w ten dziwaczny i typowy dla chłopaków sposób. Poruszał jeszcze do tego śmiesznie brwiami.
-W sumie miałam zamiar cię udusić, ale skopanie do nieprzytomności też może być - nie chciałam dać się ponieść jego fantazji. Nasze usta były blisko i w sumie mogłam go pocałować. Ale nie chciałam się angażować. Na pewno nie z gwiazdą. Mogę się pobawić w chodzenie z kimś niesławnym.
Harry chyba chciał mnie pocałować, ale udałam, że tego nie widzę i zeszłam z niego upadając na plecy na trawie. Wpatrywałam się w rozgwieżdżone niebo.
-Lubię patrzeć w gwiazdy - powiedziałam.
-Wow, Smith, widzę, że dreszczyk emocji i opada z ciebie peleryna tajemniczości - zażartował.
-Mówię poważnie - powiedziałam.
-Ja też.
-Zamknij się, Styles, ja tu próbuję coś mądrego powiedzieć - udawałam, że się złoszczę.
-Potrafisz?
-Jeszcze żebyś się nie zdziwił.
-No więc? Co takiego jest w tych gwiazdach?
-Wyobrażam sobie, że gwiazdy to dusze. Każda z nich jest odzwierciedleniem człowieka na ziemi. Te większe gwiazdy to sławy, a te malutkie to szare myszki, jak ja. Każda gwiazda zawiera przyszłość człowieka - mówiłam szeptem.
-A można złapać taką gwiazdę? - zapytał.
-Wydaje mi się, że nie. Świat by zwariował, jeśli ludzie znaleźliby sposób - powiedziałam.
-Jesteś bardzo mądra - oznajmił nagle i obrócił głowę w moją stronę. Ja spojrzałam na niego.
-Nie, nie sądzę. Myślę, że po prostu rozsądna - wyszeptałam.
-Cieszę się, że Niall wybrał właśnie ciebie - rzekł równie cicho jak ja.
Uśmiechnęłam się do niego. Mogłam mu wtedy powiedzieć, że tak naprawdę to nie tylko zasługa Nialla, ale też gwiazd. Nie mam pojęcia, jak znalazłam się w show, ale gdyby nie ten magiczny sposób, nie poznałabym Harry'ego.
-Jesteś zupełnie inny, niż myślałam - zdradziłam.
-A myślałaś, że jaki jestem?
-Rozpuszczonym, sławnym chłopakiem, który ma duże ego - powiedziałam szczerze.
Wzdrygnął się.
-Nie lubię tego słowa na "s" - odparł. - Ja myślę, że jestem tylko zwykłym chłopakiem, którego miliony ludzi pokochały za nic. Nie czuję się jak ktoś większy. Jak gwiazda na niebie, która jest bardziej widoczna od innych - nawiązywał do moich słów.
Leżeliśmy chwilę w milczeniu, wpatrując się w grafitowe niebo obsypane gwiazdami. Mój wzrok spoczął na księżycu. On też istniał w mojej gwiezdnej teorii. Księżyc to Bóg, który ma władzę nad wszystkim.
-Idziemy coś jeszcze porobić, czy będziemy tu tak leżeć? - zapytał.
-Ja mogę poleżeć - powiedziałam. - To najbardziej aktywny dzień w moim życiu - wyznałam.
-Co robisz na co dzień? - zapytał.
-Czytam, piszę... Oglądam horrory z przyjacielem. I co wieczór spaceruję. Przechodzę jakieś dziesięć kilometrów i wracam autobusem. Jestem w Londynie od niedawna, więc robię rozeznanie w terenie. Kiedy już poznam go dostatecznie dobrze, będę wracać pieszo - powiedziałam. A to zdecydowanie było najdłuższe wyznanie w moim życiu. Normalnie nie mówię o sobie aż tyle. Nie z własnej woli. Trzeba ze mnie siłą wyciągać informacje o sobie.
-A gdzie mieszkałaś wcześniej?
-Przez kilka lat w Bootle, a potem przenieśliśmy się do Blackpool - powiedziałam. - Jeszcze przed Bootle mieszkałam w... - i nagle się zacięłam, zdając sobie sprawę, że za dużo mówię. Nie chciałam mu chyba wyznać, że jestem Nowozelandką. Nie chciałam mu też kłamać. Z drugiej strony to było nasze pierwsze i ostatnie spotkanie, więc co mi szkodziło, powiedzieć mu prawdę?
-W? - poprosił o kontynuację.
-W Nowej Zelandii - dokończyłam ostatecznie.
-Przeniosłaś się stamtąd z rodziną? - zaciekawił się.
-Niezupełnie. Z matką. Miałam wtedy pięć lat. Mieszkałyśmy w Bootle, ponieważ ona nie chciała na zawsze rozstawać się oceanem, przez wzgląd na mnie. A potem mnie oddała - wyznałam.
-Oddała? - chyba był zdziwiony lub nie rozumiał, o co chodzi.
-Do domu dziecka. Trzy lata po tym, jak przeniosłyśmy się to Bootle. Zostałam adoptowana w wieku trzynastu lat przez moich obecnych rodziców. Mieszkaliśmy rok w Bootle, ale ja fiksowałam i przenieśliśmy się do Blackpool - wyjaśniłam.
-Musiało ci być ciężko - powiedział.
-I było - odparłam.
-Czy ty... Czy wiesz, dlaczego cię oddała?
-Nie. Nienawidziła mnie, tak po prostu. Zawsze znalazła sposób, żeby powiedzieć mi coś nieodpowiedniego lub przypomnieć, że zniszczyłam jej życie. W pewnym momencie uciekłam z domu, a ona wtedy powiedziała, żebym nie wracała. Zajęła się tym opieka społeczna i kiedy mnie znaleziono od razu trafiłam do domu dziecka. Nie wiedziałam, co się do końca stało. Ale wiedziałam, że nie chciałam wrócić do matki. Jane była straszną kobietą - powiedziałam po prostu. Nie miałam jakichś zahamowań, żeby opowiadać tę historię. Większość ludzi z mojego otoczenia ją znało. Nie tylko ode mnie, rodzice mówili. Oczywiście ze moim pozwoleniem. Ja sama też mówiłam paru osobom, pod warunkiem, że nie zabrakło mi języka w gardle. I, że się otworzyłam, bo nie często to robiłam przed nowymi ludźmi. Zazwyczaj jestem zdystansowana, więc nie czuję potrzeby opowiadania wszystkim o wszystkim.
-Jane? Dlatego masz tak na drugie?
-Chyba tak. I nie bardzo lubię to imię, choć pierwsze mam jeszcze gorsze. To podobno po mojej babci. Ona była super, ale zmarła przed tym, jak wyprowadziłam się do Anglii - wyjaśniłam.
-Myślę, że jesteś naprawdę silna. Ja pamiętam, jak ciężko znosiłem rozwód rodziców. Wiem, że dużo wtedy płakałem i nie rozumiałem, o co chodzi. Wiesz, jak to jest z siedmiolatkami - powiedział.
-Ja miałam tylko rok więcej - przypomniałam.
-Ile właściwie masz lat? Osiemnaście, dziewiętnaście, dwadzieścia? - zgadywał.
-Dziewiętnaście.
Wpatrywałam się w niebo i patrzyłam na jedną malutką gwiazdę, która była prawie niewidoczna.
-To jestem ja - wskazałam palcem na gwiazdkę.
-Prawie cię nie widać - zażartował. Wiedziałam, że chciał mnie rozchmurzyć. Byliśmy po naprawdę poważnej rozmowie, a to była randka, więc powinniśmy się raczej cieszyć.
I wtedy spojrzałam na gwiazdkę obok niej. To był Sam. Tak ustaliliśmy razem. Gwiazdka była trochę większa i znajdowała się ciut bliżej reszty...
-O mój boże! - wrzasnęłam nagle, zrywając się do siadu. - Sam!
-Co? Co się stało? - zapytał, również siadając.
-Oglądamy dziś horror, muszę wracać do domu! - powiedziałam.
-To zadzwoń do niego i odwołaj - nie widział w tym nic trudniejszego.
-Nie, zawsze oglądamy w piątek razem horror - zaoponowałam i wyjęłam telefon z kieszeni. Miałam jedno nieodebrane połączenie od Sama. Szybko do niego oddzwoniłam. - Sam. Przepraszam, zaraz przyjadę.
-W porządku. Nie musisz się spieszyć. Zostało mi jeszcze 100 stron do końca książki. Chciałbym doczytać.
-Naprawdę? Nie jesteś na mnie zły? - wypytywałam.
-Nie, w porządku. Masz jeszcze godzinę z tym swoim gogusiem - powiedział.
-Harrym - poprawiłam go.
-Och, czyli się do niego przekonałaś?
-Powiedzmy. Kończę, a ty czytaj. Pa - rozłączyłam się. - Mam jeszcze czas, chce doczytać książkę - wyjaśniłam.
-To dobrze, bo ta randka jest strasznie krótka i jeszcze się nie całowaliśmy - powiedział prosto z mostu. Normalnie mnie zatkało.
Wiedziałam, że na moje policzki wstępuje czerwony odcień. Poczułam również na nich ciepło, więc byłam tego pewna. Spuściłam wzrok, aby nie patrzeć w oczy Harry'ego.
-Masz bardzo ładne oczy - powiedział i złapał mnie za podbródek, aby podnieść mój wzrok.
-Harry, nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł - oznajmiłam.
-A dlaczego nie?
-Nie wiem... Ty masz swój świat, a ja swój i one nigdy się nie połączą - powiedziałam.
-Jestem w stanie zaryzykować - rzekł, klękając na kolanach, ja również przestąpiłam na taką pozycję.
Potem mnie pocałował. Jego słodkie usta pieściły moje. Jego język wtargnął między moje wargi, kiedy tylko znalazł okazję. Całowanie było przyjemne. Nie robiłam tego, odkąd rozstaliśmy się z Alexem.
Trwało kilka minut, zanim się od siebie odkleiliśmy. Musieliśmy to zrobić, ponieważ zaczynało nam brakować powietrza. Obydwoje ciężko dyszeliśmy.
-Jej - mruknęłam, kiedy mój oddech już trochę się znormalizował. - Dobrze całujesz - powiedziałam, jakbym zupełnie się nie wstydziła, jakbym mówiła po prostu do najlepszego przyjaciela, że ma fajną koszulkę.
-Ty też - odparł. - Może powtórka? - zaproponował, uśmiechając się w ten specyficzny sposób.
Nieśmiało skinęłam głową i znów zaczęliśmy się całować. Wślizgnęłam się na jego kolana i owinęłam go nogami w pasie. Jego dłonie znaczyły różne wzory na moich plecach.
Wiedziałam, że to szalone, całować się z gościem, którego ledwo co poznałam, ale miałam to gdzieś. Ja i Alex też szybko przeszliśmy do rzeczy. Całowanie to nic wielkiego. To przyjemność, zabawa. Ale na tym się kończy. Mogę się całować z gościem, z którym jestem na randce, ale nie zrobimy nic więcej. Poza tym, ja raczej unikam zaangażowania. Miziałam się z paroma gośćmi, oprócz Alexa, ale to było nic. Po prostu byłam na imprezie z Mią i próbowałam się dobrze bawić. To zaraz nie znaczy, że muszę być z tym kimś.
Kilka minut później byliśmy już na małej karuzeli dla dzieciaków. Typowe różowe koniki, które poruszają się w górę i w dół, jednocześnie się kręcąc. Mieliśmy przy tym spory ubaw. Potem poszliśmy do samochodu, cały czas trzymając się za ręce. Skorzystaliśmy z niewielu atrakcji, ale i tak było miło. Naprawdę miło.
Kiedy zajechaliśmy pod mój dom, nie miałam odwagi, aby otworzyć drzwi. Cały czas wpatrywałam się w Harry'ego, który siedział obok mnie. Jego oczy wpatrzone były w moje. Ta zieleń... Była po prostu oszałamiająca, można powiedzieć, że wciągała cię do środka. Była jak pierwszy mięciutki meszek obrastający drzewa. Nie mogłam oderwać wzroku od jego oczy.
-Widzimy się jeszcze? - zapytał.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł - mój rozsądek zaczął przemawiać swoim głosem, zanim cokolwiek inne we mnie zdążyło zaoponować.
-Dlaczego nie? Nie podobało ci się dzisiaj? - zdziwił się. Prawie zapomniałam, że on nie rozumiał, że i ta pierwsza randka nie była moim planem. Nie chciałam mu zdradzić, że nie zgłosiłam się do programu z własnej woli. Nie chciałam go zranić. Znaczy... Nie obchodziły mnie jego uczucia, ale nie lubiłam też być wredna, więc starałam się nie ranić innych, zwłaszcza, że nie robiło mi to różnicy.
-Podobało - powiedziałam. - Napiszę do ciebie, dobrze?
-Okej - zgodził się, a potem nachylił się i znów się pocałowaliśmy. Krótko, ale namiętnie.
Wyszłam z samochodu. Pomachałam Harry'emu na pożegnanie, po czym otworzyłam drzwi wejściowe domu. Sam i ja powitaliśmy się w dosyć chłodny sposób. Po prostu powiedzieliśmy sobie "cześć" i tyle. Podczas horroru w ogóle nie mogłam się skupić, nie wiem dlaczego. Byłam zdezorientowana. Sam na koniec recenzował mi o czym to było, ale nie bardzo go słuchałam. Pożegnaliśmy się, a potem poszłam się położyć. Wierciłam się w łóżku i wierciłam, ale nie mogłam usnąć. Chyba myślałam o swoim opowiadaniu. Wiedziałam, że muszę je odzyskać. Ale nie wiedziałam jak.

~Jeśli przeczytałeś/łaś, proszę, zostaw komentarz :)

4 komentarze:

  1. O! Cudownie ! :3 Strasznie szybko się pocałowali, ale co tam ! :P

    OdpowiedzUsuń
  2. No no no ciekawie się zaczyna ciekawe co będzie się działo dalej

    OdpowiedzUsuń
  3. Mmm co ten Harry z nia robi . Przy nim juz nie jest taka szara myszka .

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebiste opowiadanie super ci idzie z tym pisaniem weny ci życzę i czekam na nexta:-) :-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy, nawet najkrótszy, komentarz :)