Odsunęłam się od ubikacji i chwyciłam telefon w dłoń, ocierając jednocześnie usta kawałkiem papieru toaletowego, który urwałam.
-Ktoś mnie w to wrobił, Sam. Ja nie chciałam - powiedziałam, starając się nie szlochać.
-Ale jak to "ktoś cię wrobił"?
-Nie wiem. Ktoś chyba wysłał moje zgłoszenie. Nie mam pojęcia. Wszystkie dziewczyny, które tu są, to wtyczki producenta. Nie mam pojęcia, co tu robię - wyjaśniłam, a łzy popłynęły mi po policzkach.
-Więc czemu tam poszłaś? - dziwił mi się.
-Kara za odpuszczenie sobie programu to 50 tysięcy funtów - wyjaśniłam.
-Cholera - mruknął.
-Sam, przyjedź po mnie, dobrze? Program kończy się za kilka minut. Zaraz ogłoszą wyniki i będzie po wszystkim będę mogła wrócić do szarej rzeczywistości - powiedziałam.
-Dobrze, przyjadę - obiecał mi. - A zastanawiałaś się, co będzie jeśli wygrasz?
-Nie wygram tego, Sam. Nawet mi tak nie mów. Przecież wiesz, że... Ja nie potrafię rozmawiać z ludźmi -
tłumaczyłam, starając się przestać płakać.-Wszystko będzie dobrze, Fefe. Uspokój się, za parę minut się zobaczymy - obiecał mi i rozłączył się.
Wyszłam z toalety i umyłam twarz, a usta przepłukałam wodą. Zanim opuściłam łazienkę, wyjęłam swój telefon. Czegoś szukałam. W tamtym momencie jeszcze nie widziałam do końca czego. Weszłam w galerię i przewinęłam do ostatnich zdjęć. Znalazłam obrazek z cytatem. Ze słowami, które niegdyś sama napisałam. "Twoja przyszłość jest jakby wymalowana na wielkiej murowanej ścianie. Są ludzie krótkowzroczni i dalekowzroczni, ale nikt nie widzi wszystkiego, choć twoja przyszłość jest zaplanowana od samego początku, aż do końca. Nie możesz zmienić przyszłości, którą ci przypisano, bo jesteś ślepcem i nie widzisz murowanej ściany, dlatego tak często w nią uderzasz".
To z mojego opowiadania. To z opowiadania, które nazwałam "destiny". Z opowiadania, które napisałam w wieku dwunastu lat, zanim mnie adoptowano. Z opowiadania, które zostało w domu dziecka.
D-E-S-T-I-N-Y, literowałam w głowie to słowo. Przeznaczenie. Przeznaczenie. Starałam się odtworzyć fragment tego opowiadania, nie wiem czemu, ale czułam, że to bardzo ważne. I nagle mi się przypomniało.
Dziewczyna. Kilkunastoletnia. Dostaje się do show. Nie zgłasza się sama. Wygrywa eliminacje. Wygrywa randkę z gwiazdą.
Nie! Wyrzuciłam ten obraz z głowy. To tylko głupie opowiadanie, które napisałam przed laty. Nie jestem przecież żadną wyrocznią.
Schowałam telefon do kieszeni i kiedy wyszłam z łazienki od razu zostałam zaatakowana przez dziewczynę, z którą zostałam w konkursie.
-Wszyscy cię szukają, musimy już wchodzić! - powiedziała i zaczęła mnie ciągnąć w kierunku sceny. Szłam bez oporu, bo po prostu chciałam mieć już to wszystko z głowy.
Usiadłyśmy na kanapie, a między nami był Niall, zupełnie tak jak przed tą krótką przerwą.
-Co tam, moje panie?
Spuściłam wzrok na buty.
-Jesteś bardzo wstydliwa, Jane - zauważył.
Wzruszyłam tylko ramionami, nie mając odwagi odezwać się ani słowem.
-Więc Niall, podzielisz się może z nami swoją słodką tajemnicą? - zapytała prezenterka. - Która z tych uroczych dziewczyn wybierze się na randkę z twoim przyjacielem?
Przyjacielem? Więc miałabym iść na randkę z Harrym? I nagle wszystko zaczęło mi się układać do kupy.
-Ja... Zadecydowałem właściwie już w pierwszej części tego show, która zostanie, ale przecież nie mogłem od razu wyeliminować trzech kandydatek - powiedział szczerze. - Szczęściarą, która idzie na randkę z Hazzą, jest... Jane - powiedział.
Moje serce przestało bić. Byłam tego pewna na tysiąc pięćset procent.
Opowiadanie się sprawdziło. Opowiadanie się sprawdziło. Opowiadanie się sprawdziło. Moja podświadomość cały czas sobie ze mnie szydziła.
Sue zrobiła nadąsaną minę, a jej ręce od razu splotły się na wysokości klatki piersiowej. Spojrzała na mnie spode łba, a potem wyszła. Nie rozumiałam do końca, dlaczego im tak zależało na wygranej, skoro wszystkie były wtykami producenta. Chyba, że wygrana łączyła się z dodatkową nagrodą pieniężną.
-Jak się czujesz, Jane? - zapytała mnie prezenterka.
Wzruszyłam ramionami. Jakoś nie potrafiłam wykrzesać z siebie ani słowa. Wszyscy się na mnie patrzyli, co wywoływało moją panikę. Policzki zrobiły mi się czerwone ze skrępowania.
-Myślę, że Jane jest trochę wstydliwa - zauważył Niall.
Skinęłam potakująco głową, a tłum wydał dźwięk typu "aww, jak słodko". A ja nie widziałam nic słodkiego w tym, że nie potrafię niczego powiedzieć. To było upokarzające.
-Jane, pozwól widowni usłyszeć swój głos - poprosiła mnie prezenterka.
Zerknęłam na nią spode łba. Była zdenerwowana, widziałam jak krople potu spływają po jej czole. Dlaczego? Jeszcze kilka minut temu była zupełnie spokojna, a teraz się denerwowała.
-Powinniśmy jej dać na dzisiaj spokój. To naprawdę duży szok wyjść pierwszy raz na scenę, gdzie ogląda cię pół świata.
Pół świata? Co proszę? Myślałam, że to idzie tylko na kanałach telewizorów w Wielkiej Brytanii. To chyba nie możliwe, że oglądają mnie teraz wszyscy na świecie i widzą moje zażenowanie. Ile chłopcy mają fanek? Jak sławne jest One Direction?
Zrobiło mi się niedobrze. Tak niedobrze, że musiałam się złapać za brzuch, żeby zatrzymać wymioty w żołądku. Jednak nie dałam rady. Wstałam z kanapy i wybiegłam ze sceny. Ruszyłam prosto do łazienki, gdzie kolejny raz zwymiotowałam.
Siedziałam w łazience dobre dziesięć minut zanim wyszłam. Show jeszcze się nie skończyło. Zajrzałam na plan zza kulis. Teraz Harry eliminował jedną z dziewczyn, aby druga wybrała się na randkę z jego przyjacielem.
Kilka sekund później jedna z nich opuściła scenę. Została tylko rudowłosa piękność. Sylvia. Najgorszy z możliwych wyborów. Choć w sumie wszystkie te dziewczyny były puste jak worek po ziemniakach.
-Wchodzimy - wyszeptał mi ktoś do ucha. Odwróciłam się i zobaczyłam Nialla, który szeroko się do mnie uśmiechał.
-Boję się - powiedziałam cichutko, jak mała myszka, która byłam. Malutka, cichutka i wstydliwa.
-Wszystko będzie dobrze. Nie musisz już nic mówić - obiecał mi.
Skinęłam głową i weszliśmy razem na scenę.
Nie spodziewałam się, że gwiazda może być tak miła i mówić w tak przyjacielski sposób. Większość sław jest po prostu rozpuszczona z wodą sodową w głowie. A Niall mówił naprawdę sympatycznie, poza tym pocieszył mnie.
Harry wstał z kanapy, którą dzielił z Sylvią i podszedł do mnie.
-To ty na mnie wpadłaś w korytarzu, prawda? - zapytał szeptem, uśmiechając się szeroko, a ja byłam przerażona. Miałam stuprocentową pewność, że moje oczy stały się wielkie ze strachu.
-Hazz, zdaje się, że będziesz musiał trochę rozruszać Jane. Jest trochę nieśmiała - powiedział Niall.
-Niedługo to potrwa - zaśmiał się i przybił piątkę z blondynem.
Wywróciłam oczami. Nie mogłam się powstrzymać. Pierwsze, co pomyślałam o Harrym to to, że jest pewnym siebie kolesiem, który myśli, że może wszystko. Nie ze mną te numery. Może jestem nieśmiała, ale nie jestem głupia i własne zdanie mam na każdy temat.
-A to jest Sylvia - powiedział Harry. - Miała, inteligenta, studiuje chemię - opowiedział o rudowłosej.
Show trwało jeszcze kilka minut, a potem kamery zostały wyłączone i wszyscy mogliśmy spokojnie wrócić do domu.
Poszłam do przebieralni, aby zmienić te modne ciuchy, na swoją ukochaną bluzę i jeansy oraz botki na trampki. Kiedy już wychodziłam, uchyliłam ostrożnie drzwi. Otwierały się w drugą stronę, a ja nie chciałam nikogo uderzyć. I wtedy usłyszałam głos prezenterki, która prowadziła dzisiejsze show.
-Ale to nie moja wina! - krzyczała, a ja miałam wrażenie, że jednocześnie płacze.
-To ty odczytałaś źle nazwisko! To przez ciebie ona tutaj jest! - ktoś wydzierał się na kobietę. Ten ktoś widocznie musiał mieć zerowy szacunek do kobiet.
Chciałam wyjść już i móc wrócić z Samem do domu, ale nie mogłam tak po prostu odejść. Czułam, że rozmawiają o mnie.
-Tak było napisane, przysięgam, szefie - mówiła już spokojnie, a jej szloch był wyraźnie słyszalny.
-Gówno mnie to obchodzi! Miałaś nie dopuścić do tego, żeby ta dziewucha wygrała! - wydzierał się na nią dalej. - Jesteś zwolniona. Spakuj się i nie masz tu już czego szukać - zakończył rozmowę.
Słyszałam kroki, które cały czas się oddalały, więc pomyślałam, że szef tej biednej kobiety już odszedł. Zrobiło mi się jej naprawdę szkoda. Nie była niczemu winna, a dostała za to wszystko tak okrutną karę.
Wyszłam z pokoju i podeszłam do kobiety, która zapłakana siedziała na kanapie. Usadowiłam się obok niej i mocno ją objęłam. Ona podniosła na mnie wzrok.
-Co ty tu robisz?! - burknęła na mnie. - Wracaj do domu! Show się skończyło.
-Niech pani nie płacze. Ten facet podjął niewłaściwą decyzję - powiedziałam.
-Co z tego! Przez ciebie nie mam już pracy! - szlochała.
Czułam wyrzuty sumienia, choć było to kompletnie bez sensu. Ja nie mam pojęcia, jak znalazłam się w tym show. Przecież nawet się nie zgłaszałam.
-Mój tata... On... Ma dużą firmę. Może... Może mogłabym poprosić go, aby znalazł pani jakieś stanowisko, ale niech pani już nie płacze - poprosiłam ją.
-Naprawdę? - zdziwiła się.
Pokiwałam potakująco głową i uśmiechnęłam się do niej.
-Niech pani mi zapisze swój numer, zadzwonię do pani w przeciągu tygodnia - powiedziałam i podałam jej swój telefon.
Kobieta szybko wklepała swój numer, a potem podziękowała mi. Pożegnałam ją i wyszłam. Kierowałam się prosto do tylnego wyjścia. Już wcześniej robiłam szum wśród fanek, a teraz, kiedy wygrałam, nie chciałam robić dodatkowego show.
-Jane? - usłyszałam za sobą czyjś głos. Harry.
Odwróciłam się i spojrzałam na chłopaka. Nie wydawał się na zbyt pewnego siebie, tak jak podczas show, ale mimo to, nie ufałam mu. Był sławny. Taka osoba zawsze ma swoją wadę.
-Czemu tak szybko uciekłaś? - zapytał.
Wzruszyłam ramionami.
-Usłyszę w końcu twój głos? Naprawdę chciałbym wiedzieć, jak on brzmi - chyba się ze mną droczył, ale nie byliśmy blisko, więc to mógł być równie dobrze chamski komentarz.
Mój głos jest dla zasłużonych - powiedziałam sobie wmyślach, odwracając się, żeby dalej zmierzać w kierunku wyjścia.
-Jane, czekaj - poprosił mnie i podbiegł do mnie, żeby zrównać ze mną kroku. - Czemu taka jesteś?
Spojrzałam mu w oczy, zadając nieme pytanie "jaka".
-Niedostępna, chłodna - wyjaśnił. - Porozmawiaj ze mną. W końcu w piątek idziemy na randkę - przypomniał mi.
-Spieszy mi się - wyjaśniłam.
-Mogę cię podrzucić - powiedział.
-Nie trzeba - odparłam.
-Masz auto?
-Nie, transport - wyjaśniłam szybko.
-Gdzie mieszkasz? - zapytał.
-Tutaj.
-Nie będziesz ze mną rozmawiać, prawda?
-Nie - potwierdziłam. - Nie lubię dużo mówić.
-Więc ta rozmowa to dla ciebie wyczyn? - zażartował, ale nie rozbawił mnie.
-Tak - odparłam.
Szliśmy równym krokiem. Oboje milczeliśmy. On najwyraźniej nie wiedział, co ma powiedzieć, a ja nie miałam nic do powiedzenia. W końcu dotarliśmy do tylnego wyjścia. Szybko zbiegłam po schodach i podeszłam do samochodu Sama. Wskoczyłam do środka i spojrzałam na Harry'ego. Stał na najwyższym schodku i przyglądał mi się. Właściwie to samochodowi, bo dzięki przyciemnianym szybom nie było mnie widać.
Sam i ja milczeliśmy przez całą drogę powrotną. Chłopak odwiózł mnie do domu i wszedł razem ze mną do środka. Siedzieliśmy w kompletnej ciszy, zagłuszonej jedynie piosenkami Rihanny, które puściłam z jej płyty.
Ja i Sam prawie nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy, kiedy przychodziliśmy jedno do drugiego bez okazji. Chyba, że akurat skończyliśmy książkę, to wtedy ją omawialiśmy. Cisza była dla nas kojąca. Fajnie jest mieć kogoś, z kim można pomilczeć.
-Sam? - odezwałam się, kiedy już dłuższy czas siedzieliśmy na kanapie w kompletnej ciszy. - Jesteś zły, że ci nie powiedziałam?
-Nie. Wierzę, że mnie nie okłamałaś przez telefon - powiedział. - Wiem, że ten występ był dla ciebie upokarzający i dlatego mi nie powiedziałaś.
-Dokładnie tak było - przytaknęłam.
Siedzieliśmy cicho wsłuchując się w słowa piosenki. I knew that we’d become one right away. Oh, right away At first sight I felt the energy of sun rays. I saw the life inside your eyes* - śpiewała wokalistka, a ja nuciłam razem z nią. Jakoś wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że ta piosenka może mieć wiele wspólnego ze mną.
Przypomniało mi się opowiadanie. Podarowałam je swojej opiekunce z domu dziecka, kiedy zostałam adoptowana. Prosiłam, żeby go nie czytała, a jedynie pilnowała, żeby nikt się do niego nie dorwał. Nie chciałam go zabrać, ale nie chciałam też, aby ktoś je przeczytał. Dlaczego? Czemu nie potrafię sobie przypomnieć, dlaczego tak postąpiłam?
Kilka dni później próbowałam się skontaktować z Lilly. Byłyśmy dobrymi koleżankami z domu dziecka. Trudno było nas nazwać przyjaciółkami, zwłaszcza, że Lilly trzymała się zazwyczaj ze swoją bandą. Ale kolegowałyśmy się. Wciąż miałam jej numer telefonu, choć nie rozmawiałyśmy od wielu lat.
Kiedy wcisnęłam zieloną słuchawkę, aby zadzwonić do Lilly, usłyszałam komunikat, że nie ma takiego numeru. Przeklęłam pod nosem.
Czułam, że muszę mieć to opowiadanie. Mogłabym sama pojechać do domu dziecka, aby je odebrać, ale nie chciałam. Ja... To zbyt dużo wspomnień. Zbyt dużo bólu. Jest tam zbyt dużo mnie. Mnie, o której nie chcę pamiętać.
Poza tym to strasznie daleko. Dom dziecka jest na wybrzeżach Wielkiej Brytanii. W Cheshire.
Odłożyłam telefon na komodę w salonie i weszłam po schodach na piętro. Dzisiaj miała odbyć się ta cholerna randka. Harry wysłał mi sms'a, o której będzie. Nie mam pojęcia skąd zna mój numer telefonu i adres. Podejrzewam, że tamto studio mu podało.
Nie wiedziałam właściwie, w co bym mogła się ubrać na to coś. To jedna randka, więcej się na pewno nie spotkamy, więc było mi obojętne, co włożę, ale wiedziałam, że będę pod stałym wzrokiem reporterów i nie chciałam wyjść na jakiegoś obdarciucha. Wyjęłam swoją granatową tunikę oraz czarne legginsy. Ubrałam się pospiesznie, a potem związałam włosy w kucyk. Wyturzowałam rzęsy i posmarowałam usta błyszczykiem. Potem zeszłam na dół, aby założyć granatowe trampki. Weszłam do salonu, gdzie na stoliku leżała moja mała torebka. Wrzuciłam do niej telefon, który leżał na komodzie i usiadłam na łóżku. Zegar tykał zbyt szybko. Czas uciekał, a ja nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Tak naprawdę nie chciałam nigdzie iść. Pragnęłam zostać w domu i poczytać książkę w mojej sekretnej bibliotece albo popisać opowiadanie.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Podniosłam się gwałtownie, a potem spokojnie podeszłam do drzwi. Na szczęście to tylko Sam.
-Horror dzisiaj później, mówiłam ci - powiedziałam od razu na przywitanie.
-Tak, wiem. Pomyślałem, że mógłbym posiedzieć tutaj i poczekać. Mam dosyć mojego współlokatora. Strasznie się rządzi - odparł.
-Jasne, nie ma sprawy, wchodź - zaprosiłam go, a on od razu poszedł do salonu, aby usiąść na kanapie. Wyjął z małego plecaczka książkę i zabrał się za czytanie.
-Za ile przychodzi ten goguś? - zapytał.
-Nie wiem. Chciałabym nie iść, ale w kłamaniu jestem tak samo dobra, jak w mówieniu - powiedziałam.
-Możesz powiedzieć, że ze mną chodzisz, to może się odwali - zaproponował.
-Właśnie nie. Cała randka jest zaaranżowana przez te głupie show. Czy mam chłopaka, czy nie, muszę iść - wyjaśniłam.
-Więc gdzie się wybieracie? - zapytał.
Wzruszyłam ramionami. Nie miałam pojęcia. Podejrzewam, że w sieci pisało miejsce naszej randki, ale jakoś nie bardzo mnie to interesowało. Jak wszystko, co miało związek z Harrym i tym show.
Sam na dobre zabrał się za czytanie, kiedy ja krzątałam się po kuchni. Umyłam dwa talerze i szklankę, którą wcześniej wstawiłam do zlewu, starłam blat oraz stół i już nie miałam, co robić. Byłam zdenerwowana. Wiedziałam, że znowu odejmie mi mowę przy nim. Był porażająco piękny i porażająco głupi w jednym.
Zadzwonił dzwonek. Ręce mi się trzęsły, kiedy na nie spojrzałam. Mimo to ruszyłam do drzwi, aby je otworzyć.
Harry stał oparty o framugę drzwi. W ręku trzymał czerwoną różę. Trafił akurat na kwiat, którego nienawidziłam najbardziej na świecie. Moja biologiczna matka uwielbiała róże. Dlatego ja ich nienawidzę.
-Jak tam twoje struny głosowe? Gotowe na rozmowy? - żartował.
-Nie jesteś zabawny - uświadomiłam go.
-A ty wredna - powiedział. - Wiem, że udajesz. Jesteś za ładna na wredną - skomplementował mnie, ale ja zignorowałam to. - Proszę - podał mi kwiatek.
-Zaraz wracam - poinformowałam go, pokazując wzrokiem na kwiatek. Położyłam go na parapecie w kuchni i wróciłam do wyjścia.
-Sam! Zamknij drzwi, wychodzę! - krzyknęłam i zatrzasnęłam za sobą wejście.
-Sam to twój brat? - zapytał.
-Można tak powiedzieć - odparłam.
-Jak to?
-Przyjaźnimy się - wyjaśniłam.
-Muszę z ciebie wszystko wyciągać? Jesteś tajemnicza - powiedział.
-Może - stwierdziłam i podeszłam do czarnego range rovera. Mój tata miał podobny, tyle że granatowy. Sprzedał go dwa lata temu.
Harry kulturalnie otworzył przede mną drzwi, a potem zajął swoje miejsce. Jechaliśmy w kompletnej ciszy. Harry'ego chyba trochę to denerwowało, bo w pewnym momencie włączył radio i zaczął nucić piosenkę, która akurat leciała.
-Więc Jane...
-Felicia, mam na imię Felicia - poprawiłam go. - Jane to moje drugie imię.
-W programie wszyscy nazywali cię Jane - zauważył.
-Jakaś pomyłka - powiedziałam. - Jestem Felicia. Fefe.
-Studiujesz coś? - zapytał.
-Tak - odparłam.
-Co? - chyba był trochę zirytowany tym, że moje odpowiedzi były bardzo lakoniczne.
-Kreatywne pisanie - powiedziałam.
-Lubisz pisać? - zaciekawił się.
Obdarzyłam go spojrzeniem typu "gdybym nie lubiła, nie poszłabym na takie studia". Kolejny raz zapadła cisza między nami. Muzyka cały czas grała. Leciała jedna z moich ulubionych piosenek Birdy i ledwo się powstrzymywałam od śpiewania jej na całe gardło. Kochałam śpiewać, ale nigdy nie śpiewałam przy kimś. Słyszał mnie tylko Sam i Mia, nikt więcej.
Dojechaliśmy do wesołego miasteczka, które wydawało się kompletnie pozbawione życia. Nikt nie bawił się na żadnej z atrakcji, chociaż wszędzie paliły się światła, oznajmujące, że miasteczko jest czynne. Zapatrzyłam się na ten widok, więc Harry zdążył mi otworzyć drzwi. Wysiadłam i wciąż wpatrywałam się w czynne-nieczynne miasteczko.
-Czemu nikogo nie ma? - zapytałam w końcu.
-Ruch został wstrzymany specjalnie dla nas. Dzisiaj tylko my się bawimy - powiedział. - To pomysł producenta show.
Pomysł producenta? Nie lubię dużego zgromadzenia ludzi, ale to przesada. Widocznie nie chciał, aby ktokolwiek nas widział lub sfotografował, ale dlaczego? Nie chciał, żeby ktoś się domyślił, że dziewczyna, którą wzięli do programu nie jest idealna i perfekcyjna?
Harry wysunął dłoń w moją stronę. Chciał, żebym wzięła go za rękę, ale ja tego nie zrobiłam. Zamiast tego ruszyłam do wejścia. Harry poszedł zaraz za mną.
*Wiedziałam, że od razu staniemy się jednością, od razu. Od pierwszego spojrzenia poczułam energię promieni słońca. Ujrzałam życie w twych oczach.
~Jeśli przeczytałeś/łaś, proszę, zostaw komentarz.
Sam został dodany do bohaterów.
Świetny :-D
OdpowiedzUsuńW sumie to ona jest troche wredna . Moglaby powiedziec Hazzie ze ktos ja wkrecil i ze chce to miec z glowy a nie chamsko go olewac . Ale i tak strasznie jest slodka jak sie tak wstydzi . Kocham to opowiadanie .
OdpowiedzUsuńJestem troche w tyle, wiec lece czytać dalej.
OdpowiedzUsuń