środa, 8 października 2014

Rozdział 6

-Stephen, musisz jeść – powiedziałam do niewielkiego zwierzęcia, którego trzymałam w akwarium w kuchni.
-Nakarmiłem go już – oznajmił mi Sam, wchodząc do kuchni.
-Mogłeś powiedzieć, dałam mu drugi raz – rzekłam, jakby z wyrzutem, ale naprawdę nie byłam zła. Po prostu wszystko mnie drażniło. – Martwiłam się o niego.
-Skończyłaś książkę? – zapytał.
-Nie – odparłam.
-Czytasz ją już ponad tydzień – zauważył.
-Nie potrafię się skupić – wyjaśniłam.
Gdybyśmy byli normalnymi przyjaciółmi, Sam zapytałby mnie dlaczego, a ja nie wiedziałabym dlaczego, natomiast on wpadłby na rozwiązanie, które byłoby prawdą. Ale ja i Sam nie byliśmy zwykłymi kuplami. Jak już wspominałam, nasza znajomość opierała się bardziej na „chcesz – mów, nie to nie”.
-Stephen wydaje się jakiś powolny ostatnio – powiedziałam.
-To żółw – zauważył.
Dobra, to było głupie.
-Wydajesz się podenerwowana – zauważył.
-To nic takiego – zapewniłam go.
I tak się temat zawsze urywa. Jedno powie, że nie chce o tym gadać, więc drugie odpuszcza. Ja i Sam tak naprawdę wcale się nie znamy, łączą nas po prostu wspólne hobby.
-Muszę iść – oznajmił mi. Nie powiedział dlaczego, po prostu pożegnał się i wyszedł. Czasami było mi przykro, że nie jesteśmy normalnymi przyjaciółmi, ale zazwyczaj było mi to na rękę. Nie lubiłam mówić o sobie.
-Stephen, powiedz mi, co ja mam zrobić? – zapytałam żółwia, jakby potrafił mi odpowiedzieć. – Nie mogę przestać o nim myśleć. To nie tak, że mam motylki w brzuchu, czy coś. Ale mogłabym z nim pobyć, tak jak z Alexem. Z drugiej strony, nie mogę zapomnieć o tym opowiadaniu. A co jeśli ono rzeczywiście się sprawdza?
Wtem zadzwoniła moja komórka, kończąc zwierzenia żółwiowi. Wyjęłam telefon z kieszeni i będąc pewna, że to opiekunowie lub Mia, bez zastanowienia odebrałam.
-Miałaś napisać – przypomniał mi męski głos. O cholera, to Harry.
-Wyleciało mi z głowy – skłamałam.
-A co takiego robiłaś, że zapomniałaś?
-Karmiłam żółwia – palnęłam zupełnie bez pomyślunku.
-Przez cztery dni? Najgorsza wymówka, jaką w życiu słyszałem – powiedział.
-Nie mogę się teraz spotkać – chciałam go jakoś spławić, ale nie wiedzieć dlaczego, zależało mi, żeby zrobić to jakoś delikatnie. Zazwyczaj mówiłam normalnie „Sorry koleś, mam chłopaka”, ale teraz nie miałam chłopaka. I nie miałam wymówki. – Muszę wyjechać na parę dni. Dwa, może trzy – kłamałam. Przez telefon nawet dobrze mi szło.
-Gdzie?
-Do Bootle – powiedziałam i od razu pożałowałam tych słów, kiedy usłyszałam jego odpowiedź.
-Mogę cię podrzucić. Zamierzałem jechać do Holmes Chapel, do rodziny – powiedział.
-To kawał drogi do Bootle – zauważyłam.
-Nie mam nic przeciwko przejażdżce. Po porostu się zgódź, Fef – poprosił.
Fef? Tego jeszcze nie było.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł – chciałam to jakoś odkręcić, ale nie wiedziałam jak.
-Dlaczego nie? Mówiłaś, że nie masz samochodu, więc musiałabyś tłuc się pociągiem albo autobusem - nie dawał za wygraną.
-Dobrze - zgodziłam się w końcu. - Ale muszę wyjechać jeszcze dziś.
Zanim się rozmyślę.
Harry przytaknął i rozłączyłam się. Właściwie nie miałam ochoty do końca się z nim spotykać, bo czułam, że wyjdzie z tego coś niedobrego. Poszłam na górę, żeby spakować parę rzeczy. Postanowiłam, że wpadnę potem do Blackpool, skoro już jadę do Bootle.
Wrzuciłam tylko kilka koszulek, jakieś jeansy, bieliznę, antyperspirant i szczotkę do włosów. Na sam koniec poszłam do łazienki, aby wpakować do torby szczoteczkę do zębów. Nic więcej nie było mi potrzebne.
Jakiś czas potem siedziałam na kanapie, wgapiając się w telewizor. Leciał X-Factor. Zazwyczaj nie oglądałam tego typu rzeczy, ale teraz było mi obojętne, co leciało. W rogu ekranu pisało, że to powtórka eliminacji. Zostały już tylko dwie osoby. Zanim jednak ogłoszono wyniki, poproszona gościa na scenę. Jak na ironię do programu zaproszono piątkę chłopaków z zespołu One Direction.
Chłopacy zdecydowali się zaśpiewać Mindnight Memories. Bardzo lubiłam tę piosenkę, ale teraz kojarzyła mi się tylko z Harrym i tym głupim show, w które zostałam wpakowana. Wyłączyłam telewizor i podeszłam do półek z płytami.
Włączyłam sobie Bring me to life zespołu Evanescensce i rozkręciłam na maksa regulator. Chwyciłam w rękę pilota i zaczęłam do niego śpiewać, jakby był mikrofonem. To pomagało mi się rozluźnić. Wyobrażałam sobie, że jestem naprawdę sławna, a ludzie uwielbiają mnie i moją muzykę.
Skakałam po łóżku i tańczyłam na małym stoliku, jakby moja wyobraźnia była żywa i nie mieszkała tylko w mojej głowie.
Nagle piosenka się skończyła. Zeskoczyłam ze stolika i ukłoniłam się telewizorowi, który udawał moją publiczność. I wtedy usłyszałam klaskanie. Spojrzałam w prawo i zobaczyłam Harry'ego, który stał oparty o framugę wejścia do salonu. Cała spaliłam się ze wstydu. Nie potrafiłam myśleć o niczym innym, tylko o tym, jak dużo widział. Czy ma mnie za wariatkę? Jak mocno fałszowałam, w skali od jeden do stu?
-Ładnie śpiewasz - powiedział, kiedy skończył klaskać.
Chciałam coś powiedzieć, ale zabrakło mi języka w gardle. Spuściłam wzrok na swoje gołe stopy, a w tym czasie zaczęła lecieć kolejna piosenka tego samego zespołu.
-Pukałem, ale nie słyszałaś, więc wszedłem. Powinnaś zamykać drzwi na klucz - powiedział.
Mnie wciąż brakowało odwagi, by powiedzieć cokolwiek. Natomiast Harry poczuł się bardzo swobodnie. Podszedł do mojej półki z płytami i zaczął powolnie skanować wzrokiem nazwiska wykonawców, których utwory znalazły się u mnie na półce.
-Widzę, że masz wszystkie nasze płyty - powiedział, wyciągając Take Me Home.
Jasne, że miałam ich wszystkie płyty. Byli świetnymi i utalentowanymi wokalistami, śpiewającymi żywiołowe piosenki. Większość ludzi lubi słuchać utworów z energią. Ja najbardziej pokochałam płytę Midnight Memories.
-The Wanted? - powiedział, jakby z odrazą w głosie.
W ogóle nie zrozumiałam, o co mu chodzi. Co jest nie tak z The Wanted? Może nie wciągają mnie ich wszystkie piosenki, ale miałam jedną płytę owego zespołu, który uległ już rozpadowi.
-Mógłbyś, proszę, nie grzebać w moich rzeczach - udało mi się wykrztusić. Delikatnie podniosłam wzrok, ale nie za bardzo, bo wciąż byłam zawstydzona moim występkiem.
-Jasne, już nic nie dotykam - odparł automatycznie, podnosząc ręce do góry, jakbym właśnie przystawiła mu broń do serca, a on poddawał się. - Jesteś spięta, czy mi się wydaje?
Wzruszyłam ramionami i ruszyłam w kierunku kuchni, wymijając go bez słowa. Sięgnęłam z szafki dwie szklanki i nalałam do nich soku pomarańczowego.
Jak się domyśliłam, Harry zaraz przyszedł za mną. Przysunęłam jedną szklankę w jego stronę, a drugą wzięłam ja i napiłam się. Harry poszedł w moje ślady.
-Ładnie mieszkasz. Trochę przypomina to domek mojej mamy. Pod względem układu pomieszczeń - powiedział, odstawiając szklankę na kuchenną wyspę.
Nie wiedziałam, co powiedzieć, a wychodziłam z założenia, że jak nie wiem co, to lepiej nic. Nie lubiłam też przepełniać ciszy bezsensowną paplaniną. Gdybym ciągle gadała nie mogłabym dostrzegać tak małych rzeczy jak szum wiatru, czy krople deszczu odbijające się od ziemi lub parapetu.
-Czemu właściwie jedziesz do Bootle? - zaciekawił się. Wiedziałam, że w końcu o to zapyta.
-Muszę się spotkać z kimś znajomym - powiedziałam. W gruncie rzeczy była to prawda. Musiałam się spotkać ze swoją opiekunką z domu dziecka. Tak naprawdę to nie bardzo chciałam to robić, ale nie miałam wyjścia. Palnęłam Harry'emu pierwszą lepszą głupotę, a nie chciałam wyjść w jego oczach na kłamczuchę, nawet jeśli mielibyśmy się już nie spotkać. Poza tym, i tak bym w końcu pojechała do Bootle. Tylko musiałabym nad tym dłużej pomyśleć, a teraz przynajmniej nie mam czasu, żeby się rozmyślić.
-Czemu jesteś taka cicha? Przecież już rozmawialiśmy normalnie. Myślałem, że się otworzyłaś. Tylko nie wzruszaj ramionami - chciał wiedzieć.
-Ja... Nie wiem. Nie znamy się dobrze, a ja nie bardzo mówię przy obcych - to chyba moja najdłuższa wypowiedź od naszego ostatniego spotkania.
-Nie jestem obcy, przecież się całowaliśmy - powiedział i przysunął się nieco do mnie, jakby znów chciał połączyć nasze usta w słodkim pocałunku.
Tak bardzo miałam ochotę ponownie skosztować tych jego różowych usteczek, ale zamiast tego odepchnęłam go delikatnie dłonią i zrobiłam krok w tył, aby wybudować pomiędzy nami przestrzeń. Nie ma takiej opcji, żebym znów dała się ponieść. Trzeba będzie w końcu skończyć tę grę z Harrym. Nie rozumiałam, dlaczego nie zrobiłam tego wcześniej. Nie rozumiałam, dlaczego nie chciałam zrobić tego teraz. Chyba próbowałam sobie wmówić, że to dlatego, że chce mnie podwieźć do Bootle. Lub dlatego, że jest tak zniewalająco przystojny, a jego kręcone włosy do ramion, aż się proszą, aby przeczesać je dłonią...
-Coś nie tak? - zapytał wyraźnie zakłopotany. Chyba nie spodziewał się, że mu odmówię.
-W ogóle się nie znamy - przypomniałam mu.
-Ty wiesz o mnie wszystko, a ja niedługo się dowiem. Nie rozumiem. Nie marzyłaś o tym? - zdziwił się.
-Raczej mało wiem na twój temat - powiedziałam, unikając jednocześnie odpowiedzi na pytanie odnośnie "marzenia". - Oczywiście poza tym, jaką grasz muzykę i z kim.
-Myślałem, że jesteś fanką - był wyraźnie skonsternowany.
-Jestem, ale nie aż taką - powiedział.
-Co właściwie o mnie wiesz? - teraz to on nabrał podejrzliwości wobec mnie.
-Podstawowe informacje. Nazywasz się Harry Edward Styles, masz 20 lat, pochodzisz z Holmes Chapel, a twój zepsuł został założony przez Simona w 2010 roku w x-factorze. Wdałeś z chłopakami trzy albumy - powiedziałam. - To wszystko.
-Kiedy się urodziłem?
-Nie mam pojęcia - odparłam zupełnie szczerze.
-Więc dlaczego właściwie zgłosiłaś się do show? - zapytał, nie rozumiejąc.
Wzruszyłam ramionami. Moja podświadomość zbeształa mnie za to, że już wtedy nie powiedziałam mu prawdy. Powinien był wiedzieć. Ale coś mi mówiło, że się na mnie za to obrazi i więcej się nie spotkamy. A nie chciałam tego kończyć. Znaczy się chciałam, ale nie do końca. Sama już nie wiedziałam. Polubiłam go, ale nie widziałam naszej przyszłości. Musiałabym być gwiazdą, abyśmy mieli szansę przetrwać. A nie jestem. I to bez sensu, ponieważ ja nie potrafię nikogo kochać. Nie jestem jednak na tyle oziębła, by ranić wszystkich w koło, mając świadomość, że jakiś konkretny czyn sprawia ból.
-Powinniśmy się zbierać. To Bootle jedzie się parę godzin, a ty jeszcze musisz zdążyć do rodziny - przypomniałam mu i ruszyłam schodami na piętro.
Wszedłszy na górę, otworzyłam moje tajemne wejście przy pomocy pilota, a następnie zamknęłam je za sobą. Musiałam zabrać ze sobą jakąś książkę, jeśli miałam wpaść na kilka dni do swoich rodziców. Wzięłam tę, która leżała na parapecie i już schodziłam po schodach. Kiedy znalazłam się na piętrze, zatrzymałam się, zanim otworzyłam biblioteczkę.
-Fefe? - usłyszałam głos Harry'ego. Był w moim pokoju. Musiał widzieć, że wchodziłam do swojej sypialni. - Gdzie ty jesteś?
Przełknęłam ślinę. Nie mogłam teraz wyjść. Przejście do tej biblioteki było moim małym sekretem. zdecydowałam się głównie na akurat ten dom, przez wzgląd na to. Miałam swoją małą zacisznię, o której nikt nie wiedział. I wolałabym, aby tak zostało.
-Smith? - nawoływał mnie. Widocznie myślał, że rozjuszy mnie tym przezwiskiem i się wyłonię, ale nie mogłam.
Dopiero, kiedy usłyszałam, że wychodzi z mojego pokoju, otworzyłam tajemne przejście i wyszłam. Spakowałam książkę do swojej torby i zeszłam z nią na dół. Harry czekał na mnie przy drzwiach.
-Gdzie byłaś? - zapytał.
-W łazience - skłamałam.
-Och - wydał z siebie odgłos. - Daj mi to - poprosił wyciągając rękę po moją torbę.
-Dam sobie radę - powiedziałam.
-Przestań, po prostu mi to daj - nie chciał odpuścić, więc dałam mu swój mały bagaż.
Wyszliśmy z mojego domu. Zamknęłam drzwi na klucz, a Harry od razu zajął się pakowaniem mojej torby do bagażnika.
Kiedy upewniłam się, że dom jest dobrze zamknięty, ruszyłam w stronę samochodu, który stał na brzegu ulicy. Harry otworzył przede mną drzwi i wbił swoje zielone oczy w moje brązowe. Chwilę patrzeliśmy na siebie jak zahipnotyzowani, aż coś przerwało naszą słodką chwilę. Zza krzaków wyłonił się jakiś reporter i zrobił nam zdjęcie, a potem po prostu zwiał. Moim pierwszym odruchem było gonić mężczyznę. W moje ciało wstąpił strach, że moja rodzina dowie się, iż upadłam na najniższy stopień społeczeństwa - podlizywanie się bogaczom. Właśnie dlatego pobiegłam za nim.
-Fef, czekaj, to nie ma sensu! - krzyknął za mną Harry.
Usłyszałam, że też biegnie, jednak nie miał szansy mnie dogonić. Adrenalina buzowała w całym moim ciele, więc gnałam szybciej niż zwykle. Już prawie miałam tego frajera, który zrobił nam zdjęcie i który podczas biegu pstryknął ich jeszcze kilka, ale on pokonał pasy w dwóch dużych susach, a przede mną zapaliło się czerwone światło. Samochody ruszyły i nie miałam szans przedrzeć się między nimi. Poza tym fotoreporter od razu wsiadł do jakiegoś czarnego auta, które ruszyło z piskiem opon, zostawiając mnie samą sobie. Harry w tym czasie dobiegł do mnie. Oparł dłonie o kolana i zaczął ciężko oddychać. Ja nie byłam nawet trochę zmęczona.
-Jesteś naprawdę szybka - wydyszał. - To, co zrobiłaś, było niepotrzebne. Tylko się ośmieszyłaś i dałaś mu temat do gazety - powiedział, kiedy powietrze do jego płuc zaczęło już dopływać we w miarę regularnym tempie.
-Ja nie chcę być w żadnej gazecie! - jęknęłam płaczliwie, choć na płacz mi się nie zanosiło. Nigdy nie płakałam, odkąd zabrano mnie z domu dziecka. Nigdy.
-Na to już za późno. Jesteś na okładkach wszystkich gazet na całym świecie. Jedno zdjęcie w to, jedno w tamto chyba nie robi różnicy - próbował mnie przekonać.
-Co? Jak to? - nic nie rozumiałam.
-Słuchaj... Jak sama wiesz, jestem dosyć znany... Nie żebym chciał się chwalić, ale mam fanów na całym świecie i co jakiś czas pojawiam się w różnych gazetach, bo fani właśnie tego oczekują. Najświeższych informacji. A ty byłaś ze mną na randce - przypomniał mi.
-Co? Ja nie chcę być w tych wszystkich czasopismach. Nie chcę nawet, żeby ktokolwiek wiedział, jak mam na imię - jęczałam.
-O to bym się nie martwił. Akurat w gazetach jesteś Jane, tak jak w programie - powiedział.
Trochę mi ulżyło, ale nie do końca. A co jak opiekunowie zobaczą zdjęcia? I co jeśli zobaczy je Mia? Ona przecież oszaleje i zasypie mnie wodospadem pytań... I wtedy przypomniało mi się, że przecież Mia wie pewnie o wszystkim od początku. To ona była podejrzanym numer jeden, którego mogłabym oskarżyć o zgłoszenie mnie do konkursu. Tylko, ze to też nie bardzo pasowało, bo pozostałe dziewczyny były wtykami producenta...
-Wracajmy po prostu do samochodu. Przed nami długa droga - zaproponował.
Poddałam się. I tak bym już nic nie zdziałała. Wiedziałam, że będę musiała surowo się tłumaczyć przed rodzicami. To chyba od nich wyniosłam to, że na sławę, bogactwo i tym podobne trzeba sobie samemu zapracować, a nie żerować na innych.
Ruszyłam za Harrym z powrotem do samochodu. Chłopak ponownie otworzył przede mną drzwi, a ja wsiadłam i od razu zamknęłam oczy. Musiałam ochłonąć po tej całej sytuacji. Wcale nie pchałam się, żeby być rozpoznawalną. Jeśli miałabym być szczera, to sława napawała mnie strachem. Robiło mi się nie dobrze. Wcale nie chciałam być odkrywana przed światem. Wolałam siedzieć w domu cały dzień i czytać książki.
Ruszyliśmy. Przez pierwszą godzinę jechaliśmy w kompletnym milczeniu. Harry chyba był zbyt skupiony na prowadzeniu i słuchaniu instrukcji kobiety o irytującym głosie z GPS. Och... Jej głos to jedna z rzeczy, których najbardziej nienawidziłam. Dlatego nie przepadałam za przejażdżkami z Samem. On na ogół używał GPS, ponieważ był strasznie kiepski w orientacji w terenie.
-Co robiłaś od piątku? - zapytał w końcu. Mogłam się domyślić, że nie odpuści mi tego, iż nie napisałam do niego.
-Siedziałam w domu - powiedziałam prosto z mostu.
-I co robiłaś?
-Oglądałam telewizję - moje odpowiedzi jak zawsze były krótkie, lakoniczne.
-Cały czas?
-Nie.
-Więc co robiłaś jeszcze?
-Spałam, jadłam, pisałam - wymieniałam najzwyklejsze czynności, jakie były dla mnie na porządku dziennym.
-I nie mogłaś napisać?
-Zapomniałam - skłamałam.
-Serio masz żółwia? - zapytał.
-Przecież był w kuchni - przypomniałam mu i wyjęłam komórkę, aby napisać Samowi sms'a, że nie będzie mnie parę dni i żeby wpadł nakarmić Stephena.
-O... Nie zauważyłem - powiedział. - Liam ma dwa żółwie, pod tym względem byście się dogadali - chyba chciał mnie zachęcić do rozmowy, ale wybrał kiepski sposób. Żółwiem mnie nie zmotywuje.
-A ty?
-Co ja?
Och, długo mu zajmie, zanim się połapie w moich lakonicznych wypowiedziach. Samowi zajęło to dwa lata... I wtedy trzasnęłam się w duchu w twarz, przypominając sobie, że nie będziemy się więcej spotykać. Koniec, kropka.
Skoro, nie chcesz się z nim widywać, to po co jedziesz po to opowiadanie? Moja świadomość szydziła sobie ze mnie.
-Masz zwierzę? - wyjaśniłam.
-Nie - odparł. - Ale lubię koty.
Ja w sumie nie bardzo przepadam za zwierzętami, które mają futro. Wyjątek stanowił mój (świętej pamięci) pies, którego miałam jeszcze zanim przeniosłam się do Londynu.
Fascynują mnie gady, płazy... Mogłabym mieć węże, jaszczurki, ale nie futrzaka.
-O czym teraz myślisz? - zaciekawił się.
O gościu... Sporo przegiąłeś. Nigdy nie wchodzę na tematy osobiste i nie pozwalam sobie na szperanie w mojej głowie.
-O niczym - niemal burknęłam.
-Jesteś strasznie spięta - powiedział.- Stało się coś?
-Nie.
Poza tym, że jesteś cholernie upierdliwy. Zdradziłam ci jedną rzecz o sobie i to jest wystarczająco. Nie będę ci się, do cholery, zwierzała z mojego życia. W ogóle cię nie znam, człowieku!
Moje myśli, aż buzowały. Chyba nie byłam za bardzo przyzwyczajona do tego, że ktoś się mną interesuje bardziej, niż na terenie zdrowotnym. Wyjątek stanowiła Mia i ewentualnie odświętnie rodzice, choć oni starali się trzymać pewnej granicy, ponieważ zdawali sobie sprawę, że nie należałam do najbardziej otwartych osób na świecie.
-Dlaczego nie chcesz mi nic powiedzieć?
Serio? Na komisariacie jestem, czy jak?
Wzruszyłam ramionami, unikając tym sposobem odpowiedzi.
-Czekam na słowa - nie dawał za wygraną.
-Nie mam o czym - powiedziałam i chyba było to zgodne z prawdą.
-Opowiedz mi zatem, jak ci minął dzień. Co robiłaś i w ogóle?
-Nic. Gadałam chwilę z Samem i karmiłam Stephena - odparłam, będąc coraz bardziej poirytowana tym, że tak mnie o wszystko wypytywał. Czy on nie wiedział, co to jest strefa osobista? Albo ja nie wiedziałam, bo dla mnie wszystko było strefą osobistą.
-Jak się poznałaś z Samem?
-W parku. Byliśmy na spacerze z psami - odparłam lakonicznie, chcąc jak najszybciej zakończyć naszą rozmowę.
-Masz psa?
-Już nie - odparłam.
-Och... A masz jakieś rodzeństwo?
-Biologicznego raczej nie - powiedziałam.
-Przyszywane - wyjaśnił.
-Siostrę - odparłam.
-Jak ma na imię?
-Mia. A ty?
-Co ja? - wciąż nie nadążał za tokiem mojego rozumowania.
-Masz rodzeństwo? - zapytałam.
-Siostrę. Ma na imię Gemma - jego odpowiedź była dłuższa niż kilka moich.
-Straszne imię - powiedziałam, wzdrygając się. Tak naprawdę nie było takie złe, ale chciałam trochę wkurzyć Harry'ego. Chciałam zobaczyć, jak zachowuje się między sobą rodzeństwo.
-Odczep się od mojej siostry, Smith - chyba przyjął mój żart, ponieważ jego ton był łagodny, a nawet lekko rozbawiony.
-Nie czepiam się twojej siostry, tylko jej imienia, Styles - powiedziałam i wytknęłam mu koniuszek języka.
Fefe, zamknij się, za bardzo się rozluźniasz. On nie może cię poznać. Nie może wiedzieć, jaka jesteś, bo inaczej cię zniszczy.
-Gemma to bardzo ładne imię - zaoponował.
-Niech ci będzie - ustąpiłam, ponieważ starałam się znowu zamknąć w sobie, żeby dał mi spokój.
-Masz jakiś kluczyk, albo cokolwiek? - zapytał.
-Co? - teraz to ja nie rozumiałam.
-Strasznie ciężko cię rozszyfrować. W jednej chwili nie chcesz mówić, potem się trochę otwierasz, a następnie z hukiem zamykasz - powiedział.
Wzruszyłam ramionami, nie chcą komentować jego trafnego spostrzeżenia. Ludzie bez serca tak po prostu mają, Styles.
-Podobało mi się, jaka byłaś podczas naszej randki. Oczywiście dopiero po domu strachu. Nie możesz wrócić? - zapytał.
-Nie - odparłam.
-Dlaczego? Czy to takie złe, że chcę cię poznać?
-Tak naprawdę tego nie chcesz - powiedziałam.
-Czemu tak sądzisz?
-Bo wiem - odparłam. - Koniec tematu.
-Nie, żaden koniec tematu. Chce się czegoś o tobie dowiedzieć. Twój poprzedni chłopak też o tobie nic nie wiedział? - nie odpuszczał.
-Alex wiedział, że nie lubię mówić o sobie - powiedziałam.
-Więc czemu nie jesteście wciąż razem? - sarkazm wypełnił jego głos. Chyba był na mnie zdenerwowany.
Gościu, wyluzuj, to moje życie, a ty nie masz do niego wstępu.
-Bo nie - burknęłam.
-Zerwał z tobą pewnie dlatego, że nic mu nie chciałaś powiedzieć - osądził.
Och, to było coś, co najbardziej mnie irytowało. Mówienie, że było w określony sposób, chociaż nie zna się prawdy. Oskarżanie bez żadnych postaw. Już wtedy wiedziałam, że Harry mocno przegiął, ale chciałam to zdusić w sobie. Jak zawsze. Moje nerwy - na łańcuchu. Zawsze się kontrolowałam, ale chyba nigdy nie byłam tak blisko wybuchu.
-Nic nie powiesz? Czyli to prawda - stwierdził.
-Gówno prawda - burknęłam. - Zerwaliśmy, bo powiedział, że mnie kocha. Koniec historii - nie dałam rady już utrzymać języka za zębami. - Masz mnie tu wysadzić - oznajmiłam.
-Co?
-Wysadź mnie! - krzyknęłam. - Mam cię dosyć. Wkurzasz mnie od samego początku! Nie chcę się z tobą spotykać, jasne? Zaproponowałeś mi transport, a ja chciałam być miła, ale tak naprawdę cię nienawidzę, więc proszę, wysadź mnie tu!
Zjechał na pobocze.
-Proszę, wysiadaj. Ciekaw jestem, jak sobie teraz poradzisz - powiedział głosem wyprawnym z emocji. Zbyt wypranym z emocji. Aż zrobiło mi się niedobrze.
Otworzyłam drzwi i po prostu wyszłam. Podeszłam do bagażnika, aby wyjąć swoją torbę. Potem samochód odjechał.
Zostałam sama na kompletnym pustkowiu. I to w dodatku w okolicy jakiegoś lasu. Byłam autentycznie przerażona, kiedy spojrzałam na niebo. Zaczynało się robić ciemno. Ale nie żałowałam decyzji o powiedzeniu prawdy Harry'emu.
Miałam nadzieję, że to była prawda...

~Jeśli przeczytałeś/łaś, proszę, zostaw komentarz :)

3 komentarze:

  1. No no no jaka końcówka :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wkurza mnie jej chamstwo . On probuje byc mily . Rozumiem ze nie chce gadac ale moze to robic bez bycia suka . Cos czuje ze to bd zajebiste opowiadanie . Najpierw sie nie nawidzaa potem bum nie moga bez siebie zyc . <3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy, nawet najkrótszy, komentarz :)