poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział 1

Przyglądałam się w lustrze dziewczynie stojącej naprzeciwko mnie. Ubrana była w zwykle, lecz trochę sprane jeansy i siwą koszulkę sięgającą jej do połowy ud. Na nogach miała tylko białe skarpetki. Jej długie, ciemne włosy związane były w wysokiego kucyka. Brązowe oczy błyszczały w świetle księżyca, niczym gwiazdy na niebie. Dziewczyna uśmiechała się, a na jej ustach widać było słaby połysk od błyszczyka, którego użyła. Nie wyglądała jakoś nadzwyczajnie, ale była ładna. Tak zwyczajnie po prostu ładna, jak większość dziewczyn na świecie.
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Zbiegłam po schodach na dół, żeby otworzyć. Po drodze włączyłam radio, z którego zaraz poleciała piosenka Taylor Swift – I know you were troubule. Moja nuta. Bardzo lubiłam piosenki Taylor. Nie byłam żadną wielką fanką, ale zdarzało mi się, że sama puszczałam jej muzykę z laptopa. Słuchałam piosenek praktycznie wszystkich choć trochę znanych osób. Nie byłam fanką nikogo. W salonie miałam całą kolekcję płyt różnych artystów.
Dobiegłam do drzwi i otworzyłam je. Od razu przywitał mnie uśmiech Sama. Odwzajemniłam jego gest. Uściskaliśmy się na powitanie.
-Cześć – powiedziałam cichutko, jak to miałam w zwyczaju. W sumie w zwyczaju miałam nie gadać. Tylko przy bardzo bliskich mi osobach mówiłam więcej niż trzy słowa.
-Cześć – odpowiedział.
Przesunęłam się tak, aby Sam swobodnie mógł wejść do środka. Od razu przekroczył próg. Pozbył się w progu swoich butów i ruszył do salonu.
Sam to naprawdę wysoki chłopak. Ma około dwóch metrów, więc ciężko go nie zauważyć. Jest umięśniony i w ogóle. Ma czarne, krótkie włosy, które lekko opadają mu na czoło i piękne niebieskie oczy. Najczęściej chodzi ubrany podobnie do mnie – jeansy i za duże koszulki.
Sam uklęknął przed moim DVD. Włączył telewizor, a następnie wyjął z pudełka jakąś płytę i wsunął ją do odtwarzacza. Kiedy płyta się włączyła, nacisnął pauzę, żeby zatrzymać film.
-Co dziś przyniosłeś? – zapytałam.
-Piłę pięć, może być?
-Jasne – odparłam. – Lecę zrobić popcorn.
-Pomogę ci – zaproponował.
Poszliśmy razem do kuchni. Ostatecznie to Sam zajął się przygotowywaniem popcornu, a ja powyjmowałam chipsy i ciastka do różnych misek.
Sam to mój przyjaciel. Poznaliśmy się kiedyś w parku, kiedy wyprowadzałam mojego psa, a on swojego. Od tamtej pory zaczęliśmy się częściej spotykać. Nie tylko w parku z psami. Umawialiśmy się do kina na różne horrory, omawialiśmy razem przeczytane książki i tym podobne rzeczy. Po prostu mamy wiele wspólnych zainteresowań. Jesteśmy tak samo nudni. A teraz idziemy razem na studia. Sam jest jedyną osobą, którą znam w Londynie.
Po przygotowaniu jedzenia, zabraliśmy wszystko do salonu i postawiliśmy na małym stoliku. Pobiegłam wyłączyć radio i rozpoczął się nasz seans. Nawet się nie wzdrygnęłam oglądając kolejną śmierć. Po tak długim czasie oglądania horrorów, większość przestała robić na mnie wrażenie. Widok czyjeś śmierci wydawał mi się takie prosty, naturalny. Wiem, dziwaczne.

-Porażka – skomentowałam, kiedy film się skończył.
-Racja, oglądaliśmy lepsze – przyznał Sam. – Więc co teraz?
-Masz ochotę na niezdrową kolację? Mogę zamówić pizzę albo chińszczyznę – zaproponowałam.
-Pizza – odparł.
-Okej – zgodziłam się i wybrałam numer do jedynej pizzeri, którą tutaj znałąm. 
Zamówiłam to samo, co zawsze. Czekaliśmy na dostawę, czytając książki. Kiedy pizza przyjechała, zjedliśmy naszą „kolację”, rozmawiając o różnych pierdołach. Najczęściej omawialiśmy książki. Rzadko kiedy wchodzimy na tematy prywatne. Znamy się już bardzo dobrze, a to, czego o sobie nie wiemy, to historie o których nie chcemy wspominać. Oboje to rozumiemy i szanujemy. On nie wypytuje mnie, ja nie wypytuję jego.
-W następny piątek ja wybieram horror – powiedziałam.
-Oczywiście! – obiecał z udawaną powagą i nawet zasalutował. Uśmiechnęłam się delikatnie.
I znów zapanowała cisza. Nie wiedzieliśmy, co mówić, więc po prostu jedliśmy. Cisza nigdy nie była dla nas krępująca, więc często lubiliśmy razem milczeć.
-Co masz w planach jutro? – zapytał mnie, przełykając kęs pizzy.
-Chcę dokończyć książkę. I idę na imprezę… Mia przyjeżdża i powiedziała, że musimy gdzieś wyjść z okazji moich urodzin – wyjaśniłam.
-Och… To przecież nie twój klimat – zauważył.
-Wiem. Dlatego idziemy na imprezę do rzekomej jej koleżanki. Mówi, że będzie w maksie około dwudziestu osób – tłumaczyłam.
-Nie powinnaś spędzać urodzin w taki sposób. Powinnaś robić to, co ty chcesz – próbował mnie przekonać, ale ja tylko wzruszyłam ramionami.
Zjadłam trzy kawałki pizzy, a resztę opanował Sam. Był naprawdę dobry w pożeraniu. Gość, który ma dwa metry i chodzi na siłownię musi dużo jeść.
Po kolacji Sam posiedział ze mną jeszcze trochę, a potem wyszedł. Patrzyłam przez okno jak odchodzi. Pomachałam mu, kiedy spojrzał w moją stronę.
Weszłam na piętro i skierowałam się do mojego czytelniczego zakątka. Wcisnęłam guzik na automatycznym pilocie, który sprawił, że moja półka z książkami obróciła się o 90 stopni, robiąc mi przejście do ukrytych schodów. Zamknęłam za sobą wejście i ruszyłam jeszcze wyżej – na strych. Tutaj kryła się ogromna biblioteka pełna książek, które w większości przeczytałam. Z małego stolika wzięłam jedną z książek, a potem pokierowałam się w stronę okna. Usiadłam na dużym parapecie i zapaliłam lampkę nocną. Zaczęłam czytać i znalazłam się w swoim malutkim, tajemniczym świecie.

Impreza już od samego początku była do dupy. Siedziałam skulona w kącie, modląc się, aby nikt się do mnie nie odzywał. Na próżno moje błagania, bo i tak ktoś co chwilę się do mnie zwracał. Byłam tak zawstydzona, że ledwo udawało mi się wydusić jakiekolwiek słowo w odpowiedzi. Dziewczyny śmiały się z mojej nieśmiałości, oczywiście w grzeczny sposób, ale mnie i tak było głupio. Cieszyłam się, że chociaż nie rumieniłam się tak bardzo, jak miałam to w zwyczaju.
-Felicia, choć potańczysz z nami trochę – prosiła mnie moja siostra.
Moja siostra właściwie nie jest moją siostrą. Mia w wieku czternastu lat miała spore problemy ze znalezieniem znajomych, a żeby było ciekawiej – była gnębiona i poniżana, przez co kompletnie się załamywała. Jej rodzice nie mogli mieć więcej dzieci, ponieważ jej mama miała z tym spore problemy, więc Mia nie miała rodzeństwa, które mogłoby jej pomóc. Jej rodzice wymyślili, że zaadoptują jej siostrę, która byłaby na tyle odizolowana od ludzi, że zaprzyjaźniłaby się z ich córką i stała się również jej dobrą siostrą. Tu właśnie w jej życiu pojawiłam się ja. Trzynastoletnia Felicia Jane Small, czyli porzucona w wieku ośmiu lat dziewczynka. Nigdy nie zapomnę tego co czułam, gdy moja biologiczna matka wyznała mi, że mnie nienawidzi… Ale wracając do spraw najważniejszych. Ja i Mia rzeczywiście się zaprzyjaźniłyśmy. Pomogłam wyjść mojej siostrze na prostą drogę, dając jej motywację i wiarę, że jest naprawdę świetną osobą. Odkąd skończyła liceum, nie ma już żadnych problemów ze znajomymi. Jest energiczną i rozrywkową osobą. A ja jestem wciąż przy niej. Jako Felicia Jane Smith.
Pokręciłam przecząco głową, mając nadzieję, że Mia mnie zrozumie. Przecież doskonale wie, że taka zabawa nie jest w moim stylu. Zawstydza mnie, kiedy ludzie na mnie patrzą. Nie lubię być w centrum uwagi, dlatego zazwyczaj unikam chodzenia na potańcówki.
Mia westchnęła i poszła sobie.

Po godzinie, moja siostra ulitowała się nade mną i wróciłyśmy do domu. Mogłam zdjąć z siebie czarną kieckę, w którą mnie wcisnęła i zetrzeć zbędny makijaż. Ja nigdy normalnie się nie maluję. Nie licząc tuszu do rzęs i błyszczyka. Od wielkiej okazji czasami zrobię sobie kreski eyelinerem, ale to wszystko. Dla książek nie muszę się stroić.
Kiedy zmyłam z oczu makijaż, Mii już nie było. Mówiła, że będzie wracać do domu, to może spotka się jeszcze ze swoim chłopakiem zanim wyjedzie z przyjaciółmi nad ocean. Uszanowałam to i pozwoliłam jej odejść.
Na stole stało niewielkie pudełko. Domyśliłam się, że to prezent od niej. Nie zamierzałam go otwierać. Nie teraz. Jakoś nie byłam ciekawa, co dostałam.
Weszłam na piętro i skierowałam się do swojej małej sypialni, gdzie również stało biurko z laptopem. Usadowiłam się na obrotowym fotelu i włączyłam komputer. Od razu uruchomił mi się skype, ukazując, że jestem dostępna. Nie musiałam długo czekać, aż zadzwoniła do mnie Anne – moja internetowa przyjaciółka.
-Cześć! – zawołała.
-Hej – odparłam do laptopa.
-Wszystkiego najlepszego – powiedziała.
-Dzięki – rzekłam z grzeczności. Tak naprawdę nie miałam ochoty rozmawiać o urodzinach.
-Oglądałaś dziś MTV?
-Nie, a co?
-Jesteś w telewizji - poinformowała mnie. Zrobiło mi się słabo. Co?



~Jeśli przeczytałeś/łaś, proszę, zostaw komentarz. :)

2 komentarze:

  1. No powiem ci ze ciekawe :) Mam nadzieje, ze wplaczesz w to trochę romantyzmu, bo brakuje mi go w życiu ale uwielbiam takie coś w książkach i opowiadaniach. Szczerze mówiąc to do tej pory wydaje mi się, że główną bohaterka jest bardzo podobna do mnie. Haha wiem, że miało być inaczej, ale tak jakoś czuje xd Czekam na następny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No no no zapowiada się bardzo ciekawie napewno będę czytać :-D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy, nawet najkrótszy, komentarz :)