sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 15 cz. II "Boję się samochodów"

-Nie mówisz poważnie - byłam w niemałym szoku. - Kolejny? Sama?
-Tak! Ludzie są tobą zachwyceni, chcą żebyś zaśpiewała coś jeszcze!
-Ale... Kiedy? Ja... Musze chyba wyjechać - powiedziałam.
-Podam ci numer wydawcy i dogadacie się - oznajmił mi. - Dokąd wyjeżdżasz?
-Do rodziny - skłamałam. Przecież nie mogłam mu powiedzieć, że znowu jadę do Bootle, skoro zdaje sobie sprawę, że w sumie nikogo tam nie mam, a nie wiążę zbyt miłych wspomnień z tamtym miejscem.
-Podrzucić cię? - zaoferował się.
-Nie! - zaprotestowałam zbyt szybko, zbyt agresywnie, zbyt emocjonalnie.
-Okej?
-Nie, bo... Eee... Wolę pojechać pociągiem - powiedziałam.
-Samochodem będzie o wiele szybciej - zauważył.
-Wiem, ale w pociągu lubię pomyśleć o opowiadaniu, które piszę - odparłam.

To, co powiedziałam, było częścią prawdy. A nie chciałam, żeby mnie podwiózł nie tylko dlatego, że nie mógł się dowiedzieć o Bootle. Przecież mogłam sobie od Blackpool pojechać autobusem i w ogóle, ale ja...Po prostu strasznie boję się samochodów. Nie latem, kiedy asfalt jest suchy i grozi mniej niebezpieczeństw. Zimą, gdy szosy są obsypane śniegiem lub pokryte grubą warstwą lodu. Po prostu mnie to przeraża. Zapewne ma to związek z pamiętnym 12 grudnia. Zimą tylko pociągi wydawały mi się bezpieczne na daleką podróż.
-No dobrze, jak wolisz - zgodził się.
Kilka dni później już siedziałam w pociągu do Bootle. Podróż wydawała się ciągnąć w nieskończoność, a ja próbowałam nie zasnąć, choć ciężko było mi utrzymać się przy świadomości. Poprzedniej nocy w ogóle nie mogłam spać. Myślałam cały czas o tym opowiadaniu, o tym, co przeze mnie może spotkać Harry'ego. Wiem, to chore, ale nie mogłam, nie potrafiłam przestać wierzyć, że to wszystko się dzieje. Nawet jeśli to był tylko chory wytwór mojej wyobraźni, nawet jeśli byłam naiwna, musiałam spróbować to zatrzymać. Musiałam się dowiedzieć, co wydarzyło się w tym opowiadaniu, że Henry tak mocno pokłócił się z Fran. A był na to tylko jeden sposób. Musiałam skontaktować się z moją opiekunką. Ona czytała to opowiadanie, zanim je od niej odebrałam. Musi pamiętać, co takiego się wydarzyło, bo ja nie mogę sobie pozwolić na takie ryzyko. Nie mogę sobie pozwolić, żeby przeze mnie Harry'emu coś się stało. Za wiele miał przed sobą. Jeśli ktoś miał umrzeć, to ewentualnie tylko ja. On na to nie zasłużył.
Nagle zadzwonił do mnie telefon. To była Anne. Odebrałam bez zastanowienia.
-Hej, jak podróż do Bootle? - zapytała.
Wiedziała, gdzie się wybieram. Powiedziałam jej nawet, po co, ale nie wyjaśniłam dokładnie dlaczego potrzebuję brakującej części tego opowiadania. Naciągnęłam lekko prawdę i oznajmiłam jej, że po prostu chcę sobie dokładnie przypomnieć tę historię ze wszystkimi szczegółami. Pomyślała, że chcę tego użyć jako inspiracji do swojej książki. Nie wyprowadziłam jej z błędu.
-Płynie. Bardzo powoli, ale płynie. A co tam?
-Właśnie organizuję z Sophią małe spotkanie. Dla jej chłopaka i przyjaciół - powiedziała. - Mnie oczywiście tam nie będzie, moja mama ma wtedy urodziny, więc jestem w tym czasie w domu. Ale potem będę w Londynie. Będziemy mogły się spotkać - zaproponowała.
-Tak, jasne - zgodziłam się, uśmiechając sztucznie do telefonu. Cieszyłam się, że nie mogła zobaczyć mojej twarzy.
-Słuchaj, już kończę, bo Sophia potrzebuje pomocy - mówiła pospiesznie. - Pa.
I tak nasza rozmowa się urwała. Następne kilka godzin spędziłam na czytaniu książki. Zdążyłam ją skończyć zanim pociąg zatrzymał się na właściwej stacji.
Szybko odnalazłam się po opuszczeniu pociągu. Niemal natychmiast zaczęłam kierować się do domu mojej opiekunki, który nie znajdował się jakoś koszmarnie daleko, więc nie miałam potrzeby zamawiania taksówki.
Po drodze odnalazłam kartki opowiadania w mojej torbie. Były zapakowane w foliową koszulkę, aby śnieg nie mógł zmoczyć papieru, który trzymałam w dłoniach. Jeszcze raz przeczytałam pierwszą stronę tej historii i dopadł mnie jeszcze jeden niewyjaśniony fakt. Wciąż nie wiedziałam, kto mnie zgłosił do konkursu i dlaczego. Bo przecież musiał istnieć jakiś powód. Nie jestem na tyle wyjątkowa, aby to wszystko było tylko zbiegiem okoliczności, działaniem przypadkowej osoby.
Może na to opiekunka też znalazła by odpowiedź w swojej pamięci?
Dosyć szybko dotarłam pod domy starszej kobiety. Już miałam zapukać w drzwi, kiedy dostrzegłam, że opiekunka siedzi na ogrodowej bujacze i wpatruje się w niebo. Była ubrana w grubą czarną kurtkę, a kozaki sięgały jej do połowy łydek, więc nie mogło być jej zimno, a mimo to jej dłonie były zmarznięte.
Odeszłam do drzwi i pokierowałam się w stronę kobiety siedzącej niedaleko. O mało się nie poślizgnęłam na zamarzniętej kałuży, a wszystko przez to, że zdecydowałam się dziś założyć swoje ocieplane trampki, tylko dlatego, że nie było śniegu. Z trudem udało mi się utrzymać równowagę w ostatniej chwili.
Kiedy znalazłam się już bardzo blisko bujaczki, opiekunka zwróciła na mnie uwagę. Wreszcie zauważyła moją osobę. Uśmiechnęłam się do niej ciepło i usiadłam na miejscu obok niej. Myślałam, że kobieta coś powie, ale ona tylko przyglądała mi się z zaciekawieniem.
-Dzień dobry, proszę pani - przywitałam ją.
-Dzień dobry - odparła niepewnie.
-Przyjechałam jeszcze raz, bo... Cóż trochę zniszczyłam to opowiadanie i potrzebuję dopełnienia historii - nie owijałam w bawełnę.
-Jakiej historii? - zapytała mnie i wydawała się naprawdę nie wiedzieć, co mam na myśli.
-Destiny, to opowiadanie, które napisałam - wyjaśniłam szybko.
-A kim ty jesteś, drogie dziecko? - kolejne pytanie.
Nie mogłam zrozumieć, o co chodzi. Dlaczego pytała mnie o takie rzeczy? Przecież dobrze mnie znała. W domu dziecka, byłam jedną z jej ulubienic.
-To ja. Fefe Warmth. Opiekowała się pani mną, gdy byłam w domu dziecka - powiedziałam.
-Co ty tu robisz? - usłyszałam nagle męski głos. Zwróciłam głowę w stronę drzwi na taras, znajdujących się na tyłach domu. Zobaczyłam mężczyznę, prawdopodobnie męża mojej opiekunki.
-Dzień dobry, jestem Felicia Smith - przedstawiłam się, ponosząc się z bujaczki, na której siedziałam. - Pana żona się mną opiekowała w domu dziecka. Byłam tu parę miesięcy temu po swoje opowiadanie, ale zniszczyłam parę kartek i pomyślałam, że pańska żona może mi opowiedzieć, co się na nich znajdowało - mówiłam pospiesznie, żeby wyjaśnić tę dziwną sytuację. Nie chciałam, żeby ten facet wziął mnie za jakąś dziewczynę napastującą jego żonę.
-To niemożliwe - burknął, idąc w moim kierunku.
-Nie będę potem zawracała głowy pańskiej żonie, potrzebuję tylko 10 minut - zapewniłam.
-Moja żona od jakiegoś czasu cierpi na Alzheimera, to dlatego z nią nie porozmawiasz - oznajmił, kiedy znalazł się już całkowicie blisko mnie.
-Jak to? Przecież kiedy ostatnio tu byłam, miała się dobrze - zauważyłam.
-Niedawno było dobrze, ale ostatnio choroba się rozwinęła. Przykro mi, ale żona ci nie pomoże, bo nie potrafi - powiedział.
-Tak mi przykro z powodu pańskiej żony - oznajmiłam i spojrzałam na opiekunkę, która przysłuchiwała się naszej rozmowie z zaciekawieniem. Kompletnie nie rozumiała, że mówimy o niej.
-Mnie też przykro - odparł. - Lepiej będzie, jak już pójdziesz - powiedział, a ja posłusznie pokiwałam głową.
-Do widzenia - rzekłam, a potem ruszyłam w kierunku wyjścia.
Wiedziałam, że mężczyzna cały czas odprowadzał mnie wzrokiem, jakby pilnował, czy aby nic nie kombinuję. Kiedy znalazłam się za ogrodzeniem, spojrzałam w stronę opiekunki. Mąż przytulił z troską żoną.
I poczułam współczucie. To coś nowego, bo bardziej przejęłam się losem obcego faceta niż tym, że nie dowiem się, jak potoczyły się losy bohaterów z mojej historii. W tamtym momencie nie byłam egoistką tak, jak przez całe moje życie.
Usłyszałam ciche grzmoty. Nadchodziła burza. Po prostu świetnie.
Już chwilę potem zaczął padać grad. Zamarznięte kulki z impetem uderzały mnie w głowę, a ja nie miałam się gdzie skryć. W końcu dobiegłam pod daszek jakiegoś nieczynnego przystanku autobusowego. Usiadłam na małej ławeczce i przyglądałam się temu, co się działo. Chmury jakby w sekundzie stały się czarne, grożąc piorunami. Z nieba przez cały czas sypał grad, uderzając w głowę każdego, kto nie miał parasola, aby się pod nim schronić. A większość nie miała, co było raczej skutkiem tego, że nikt przy zdrowych zmysłach nie wyciąga parasola w środku burzy.
Pierwszy piorun przeciął niebo dokładnie w połowie. Wzdrygnęłam się i skuliłam bardziej na ławce. Zazwyczaj nie bałam się burzy, nie wiem, co działo się ze mną w tamtym momencie.

A Londyn powitał mnie słoneczną pogodą. Oczywiście minęły dobre trzy dni odkąd utknęłam na przystanku w trakcie wielkiej burzy w Bootle, więc nic dziwnego, że pogoda zmieniła się tak drastycznie. No może nie aż tak, przecież mamy zimę, więc dalej jest zimno i w ogóle, ale ciepło jak na tę porę roku.
Tego samego dnia, kiedy wróciłam do domu, musiałam odwiedzić studio. Zdecydowałam się nagrać kolejną piosenkę, ale tym razem solową. You&I było moim wyborem. Jakoś... Nie wiem. Natchnęło mnie na tę piosenkę. Oczywiście zdecydowałam się ją nagrać w oryginalnej wersji, a w teledysku miał wziąć udział jakiś duplikat Harry'ego. Wszystko miało być kręcone z humorem, żeby przyciągnąć do mnie publiczność, nawet taką, która nie przepadała za One Direction.
Nagrywając piosenkę czułam się świetnie. Wiedziałam, że robię to, co zawsze chciałam, jednak miałam też wyrzuty sumienia, bo wiedziałam, że niekoniecznie zyskuję słuchaczy wyłącznie dzięki swojemu talentowi. Właściwie jakieś 90% odbiorców słuchało mnie tylko dzięki temu, że byłam w związku z ich idolem.
Harry wpadł z wizytą podczas nagrywania drugiego już refrenu, czyli jego solówki. Widziałam go za szybą, poprosił jakiegoś kolesia o dodatkowe słuchawki i już za chwilę mógł zobaczyć, jak masakruję piosenkę jego zespołu. Akurat wchodziłam w wysoki dźwięk, kiedy chłopak uśmiechnął się do mnie. No i zafałszowałam, oczywiście. Facet zajmujący się nagrywaniem, aż się skrzywił, a mnie zrobiło się głupio. Harry nawet nie drgnął, co stanowiło dla mnie małe pocieszenie.
-Przepraszam - powiedziałam do mikrofonu.
-Nic nie szkodzi, po prostu za głośno włączyłem słuchawki. Za bardzo zbliżasz się do mikrofonu, przez co słychać jak oddychasz i czasami wychwytuje nawet piski sprzętu - usłyszałam głos w słuchawkach. - Zacznijmy jeszcze raz od refrenu, w porządku?
-Jasne.
-Dobrze ci idzie - pochwalił mnie Harry, zanim zaczęłam śpiewać.
Nie odpowiedziałam, ponieważ mężczyzna ponaglił mnie, aby zaczęła śpiewać. I muzyka popłynęła w moich słuchawkach. Usłyszałam kilka nut przed refrenem, żebym mogła się wczuć, a potem zaczęłam śpiewać. Tym razem w mój głos nie wkradła się zdradziecka nuta fałszu, kiedy śpiewałam wysoki dźwięk.
Kiedy skończyłam nagrywanie, było już bardzo późno, ale Harry przez cały czas czekał na mnie. Wychodząc z studia, cały czas popijałam wodę. Strasznie zaschło mi w gardle od ciągłego śpiewu. Nie miałam pojęcia, że nagrywanie to taka ciężka praca.
-Masz ochotę na kolację? - zapytał, kiedy szliśmy piechotą przez miasto. Chłopak zdążył się przyzwyczaić, że w sprawie samochodów zawsze mówię "nie", ale jeszcze nie zapytał dlaczego.
-Panie Styles, czy pan właśnie zaprasza mnie na randkę? - droczyłam się. Nie chodziliśmy na randki. Znaczy... Jasne, wychodziliśmy, ale nie nazywaliśmy tego randkami tylko spotkaniami. Harry chyba wyczuł, że to określenie działa mi na nerwy.
-Tylko, jeśli się zgodzisz, pani Smith - odparł.
-Panno - poprawiłam go, wytykając mu końcówkę języka.
-Więc?
-Okej. Dzisiaj możesz mnie zabrać gdziekolwiek, bo jestem zbyt głodna, żeby z tobą dyskutować - powiedziałam. Zazwyczaj chodziliśmy do zwykłych jadłodajni typu McDonald, Nados, Starbucks lub KFC. Jakoś wykwintne kolacje mnie odstraszały, chociaż Harry parę razy nalegał, żebym zgodziła się na coś innego.
-Więc mam świetny pomysł - oznajmił, a ja już wiedziałam, że szykują się spore kłopoty.
Jakąś godzinę później znaleźliśmy się w jakieś restauracji, gdzie zapewne normalnie stoliki się zamawia, ale że chadzałam na randki ze Stylesem... Cóż, wszystko było nam wolno bez problemu.
Restauracja wyglądała naprawdę w porządku, była urządzona trochę staromodnie. Podłogi zostały wyłożone ciemnym mahoniem, podobnie jak ściany do połowy, natomiast druga połowa była pomalowana na jakiś ciemny beżowy. Co jakiś czas jednak drewno oraz farba się urywały i kawałek ściany wyłożony był zniszczoną czerwoną cegłą. Na ścianach było umieszczone również dużo ramek ze zdjęciami. Wszystkie fotogramie pochodziły z tej restauracji. Dopełnieniem stały się kinkiety przypominające lampy naftowe Sufit pozostał gładki, nietknięty, całkiem biały i przywodził mi na myśl tylko kruchość mody. Wiem, że w dawnych czasach sufity nie pozostawały po prostu gołe, albo były wyłożone panelami, albo pokryte tapetą. Właśnie przez to małe niedopracowanie przypomniało mi się, jak szybko wszystko się zmienia.
Zastanawiałam się, czy ja kiedyś też zniknę. Teraz wiele osób mnie kojarzy przez Harry'ego i może trochę przez to, że śpiewam, ale sława przemija tak jak moda. Nie chciałam znikać, kiedy już poczułam słodki smak spełnienia najskrytszych marzeń. Tylko małą goryczą w tym deserze był fakt, że prawdopodobnie nigdy bym tego nie osiągnęła, gdyby Harry nie przedstawiał się jako mój chłopak.
-Podoba ci się? - zapytał.
-Tak... Jest przytulnie - odpowiedziałam. - Tak rodzinnie. Wszystkie dziewczyny ty przyprowadzasz? - żartuję, żeby nie zdradzić się ze swoim refleksyjnym nastrojem. Harry i tak już wystarczająco wkradł się do mojej głowy. Wiedział o mnie więcej niż ktokolwiek inny. Zbyt dużo.
-Oczywiście, to taka moja tradycja - żartował.
Kiedy usiedliśmy przy stoliku, szybko dostaliśmy menu, a ja przeglądałam stos dań, których nazw w ogóle nie znałam.
-Co zamawiasz? - zapytałam, mając nadzieję, że może dowiem się, co to za danie i zamówię to samo.
-Nie mam pojęcia - odparł. - Dużo tu dobrych rzeczy i nie umiem zdecydować. A ty?
-Właściwie nie mam pojęcia, co to za dania - oznajmiłam, mając nadzieję, że nie zauważy, jak mi głupio. Ale w końcu pierwszy raz jestem w takiej restauracji, więc chyba mam prawo się nie znać. Zwłaszcza, że połowa tych dań pochodzi zapewne z różnych krajów, a ja nigdy nie byłam dalej niż w Anglii. Oczywiście poza Nową Zelandią.
-Więc może coś wylosujemy? - zaproponował.
-Niby jak? - zapytałam, śmiejąc się z tego szalonego pomysłu.
-Przesuwaj palcem po menu, a jak powiem stop, masz swoje danie. Potem ty będziesz mówiła stop mi - wyjaśnił i tak zrobiliśmy.
Nawet nie potrafiłam zapamiętać tych śmiesznych dań, podczas gdy Harry nienagannie wymawiał ich nazwy, dyktując je młodej kelnerce. Poinformowała nas, że zamówienie zostanie zrealizowane najszybciej jak to możliwe, po czym zapaliła świecę stojącą na środku stołu.
-Przyniesie je przed zamówieniami wszystkich innych, prawda? - zapytałam, bawiąc się ozdobą serwetką, która była starannie ułożona na stoliku.
-Co? Dlaczego?
-Nie zauważyłeś, że gdziekolwiek idziemy dostajemy zamówienia szybciej od tych, którzy siedzą tu dłużej?
-Nie? - odpowiedział wyraźnie zaskoczony moim spostrzeżeniem.
-Jakby to powiedziała Hazel z "Gwiazd Naszych Wina"? To taki bonus. Bonus bycia sławnym - powiedziałam, a Harry się skrzywił.
-Nienawidzę tego słowa na "s" - powiedział, a ja wywróciłam oczami.
-Jesteś sławny. Taka prawda i dostajesz za to bonusy na niekorzyść innych.
-Nic na to nie poradzę - odrzekł i wydawał się jakby... skruszony? Czyżbym zasmuciła wiecznie wesołego Styles'a?
-Przepraszam - powiedziałam. - Nie chciałam, żeby to zabrzmiało... nieuprzejmie.
-Okej - odparł i zaczął lekko dmuchać w stronę płomienia na świeczce, ale nie na tyle mocno, aby go zgasić.
Kelnerka przyszła po krótkiej chwili i potwierdziła moje przypuszczenia. Dostaliśmy danie najszybciej w sali. No może omijając dwie przeuroczo obrzydliwe parki, które ciągle się misiały. Siedziały przy wspólnym stoli, a zamówienie musieli złożyć dużo przed nami, więc było gotowe, zanim kelnerka oznajmiła, że Styles przyszedł dzisiaj u nich zjeść.
Kiedy jedliśmy kolację, atmosfera zaczęła się rozluźniać. Harry zamówił dla nas po lampce różowego wina, więc popijaliśmy je od czasu do czas, przez co robiliśmy się weselsi.
Chłopak chciał opowiedzieć jakiś żart, ale po spaleniu trzech, odpuścił sobie ten pomysł. Ja mimo wszystko się śmiałam, ponieważ zabawnie było patrzeć na niego, kiedy plątał się we własnych słowach.
Po jakimś czasie jedzenie się skończyło, ale my nadal siedzieliśmy przy stoliku, popijając już chyba trzecią lampkę wina.
-Jesteś piękna - oznajmił mi nagle, a ja się lekko speszyłam, ponieważ kompletnie nie spodziewałam się, że wypali coś takiego. Poza tym, nie bardzo lubię komplementy.
Powinnam coś odpowiedzieć, ale zamiast tego wlepiłam tylko wzrok w stół i zaczęłam skubać małą dziurkę i idealnie białym obrusie.
-Spójrz na mnie - poprosił, więc to zrobiłam. - Jesteś piękna - powtórzył, a ja wpatrywałam się w niego tylko dlatego, że a) wiedziałam, że jeśli przestanę patrzeć, powie to jeszcze raz, b) byłam zbyt zszokowana po tym, że to powtórzył, że nie mogłam się poruszyć.
Harry wpatrywał się we mnie bez ustanku i wtedy coś we mnie trafiło. Jakbym miała déjà vu. To ten moment w opowiadaniu. Wiedziałam, co Harry zaraz mi powie, chociaż sceneria różniła się od tej w opowiadaniu, gdzie Henry wyznał Fran miłość. To było w parku, podczas spaceru. Nie rozumiałam tylko jednego. Co się stało, że to działo się inaczej?
Nagrywanie, podpowiedział mi głos w głowie. Fran nie umiała śpiewać. Gdyby nie fakt, że ja chyba potrafiłam (nie mam pojęcia, jak bardzo wspomagają mnie maszyny i technologia), pewnie teraz byłabym z Harrym na spacerze.
-Proszę cię, nie mów tego - mój głos zabrzmiał niemal błagalnie.
-Kocham cię, Fef - wypowiedział te słowa miękko, a ja mam ochotę zwymiotować od stół.
-Harry, nie... Proszę. Powiedz, że żartujesz, proszę - ledwo szeptałam, więc nie miałam pewności, czy mnie słyszy, dopóki nie odpowiedział.
-Kocham cię - powtórzył.
Kiwam głową z niedowierzaniem, zaprzeczając rzeczywistości.
-Przepraszam, muszę już wyjść - oznajmiłam i poderwałam się z miejsca, zanim zdążył zaprotestować.
Ruszyłam w kierunku wyjścia i obejrzałam się dopiero wtedy, kiedy byłam już przy drzwiach. Harry wciąż siedział przy stoliku, wpatrując się w stół z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jednak wiedziałam, że go zraniłam. Szepnęłam cicho "przepraszam", zanim opuściłam restaurację.

Możecie się na mnie wściekać, macie prawo. Wiem, że długo mnie nie było i przepraszam, nie będę pisała wymówek, jak na asku, więc po prostu przepraszam. Chciałabym obiecać, że kolejny rozdział pojawi się szybciej, ale nie jestem tego znowu taka pewna, więc po prostu obiecuję, że się postaram. Kocham Was najmocniej na świecie. Moja mała kochana garstka, pamiątka po ukochanej serii Pain :)

Czytacie może After? Jeśli tak, to to moja recenzja książki :)

5 komentarzy:

Dziękuję za każdy, nawet najkrótszy, komentarz :)