W sobotni ranek siedziałam na parapecie w sekretnej bibliotece i czytałam. Albo raczej udawałam, że to robię. Jakoś nie mogłam się skupić. Cały czas w głowie siedział mi fakt, że Sam nie pojawił się, aby obejrzeć ze mną horror tak, jak mieliśmy w zwyczaju. Nie przyszedł, nie odebrał telefonu, nie odpowiedział na żadnego smsa. Czy właśnie w ten sposób skończyło się to coś między nami? Jeszcze chwilę temu dałabym sobie rękę uciąć, że wcale mnie zmartwi, bo przyjaźni między nami naprawdę nie było, teraz jednak siedziałam i zastanawiałam się, czy już nigdy więcej nie omówimy razem żadnej książki, żadnego filmu.
Odłożyłam książkę na półkę obok mnie i zerknęłam na telefon. 31 stycznia, godzina 9:46. Żadnego sygnału życia od kogokolwiek.
W końcu zdecydowałam się zadzwonić do Anne. Musiałam się komuś zwierzyć, a ona była do tego najlepszą osobą. Odebrała dopiero, kiedy zadzwoniłam drugi raz. Powinnam w sumie odpuścić, kiedy pierwszy raz nie odebrała, ale byłam tak zajęta swoją potrzebą pogadania z kimś, że nawet o tym nie pomyślałam.
-Hej, coś pilnego? - zapytała. Wyczuwałam w jej głosie pośpiech.
-Przeszkadzam? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Nie, tylko pomagam Sophie w organizacji tego przyjęcia. Już ci mówiłam o nim.
-A nie miałaś w tym czasie gdzieś wyjechać? - starałam sobie przypomnieć, co takiego mówiła mi w tym temacie, ale pamięć mi szwankowała.
-Odwołane. Czemu dzwonisz?
-Chciałam pogadać, ale to może poczekać. Nie chcę ci przeszkadzać - tak naprawdę nie chciałam czekać, ale nie mogłam jej przeszkadzać.
-Spoko. Mam chwilę. A co kupiłaś Harry'emu?
-Harry'emu? Dlaczego?
-Przecież ma jutro urodziny - powiedziała - dziś ponoć robi przyjęcie dla bliskich - zdałam sobie sprawę, że jej głos od jakiegoś czasu jest tak naprawdę szeptem dopiero wtedy, kiedy ledwo rozumiałam, co mówiła.
-Dzisiaj?! Boże! Faktycznie, zaprosił mnie na jakieś spotkanie przyjacielskie, ale nie powiedział, że to z okazji jego urodzin! - niemal wykrzyczałam do telefonu. Zbyt mocno przejęłam się brakiem prezentu, przez co zapomniałam zapytać ją o jej cichy ton głosu.
-No, a w niedzielę robi ostrą balangę. Przychodzi chyba pół miasta!
-O niedzieli nic nie wspominał - powiedziałam, a mój głos nagle zmienił tonację o 180 stopni.
-Pewnie dzisiaj cię zaprosi. Tylko musisz koniecznie dać mu jakiś prezent!
-Jakie pomysły? Co można kupić kolesiowi, który ma wszystko? - nawet nie zdałam sobie sprawy, że w którymś momencie wstałam i zaczęłam szybko schodzić po schodach, aby dostać się do swojej sypialni i przebrać w coś przyzwoitego. Musiałam iść na miasto i poszukać czegoś, co nadawałoby się na prezent.
-Nie mam pojęcia. Może go po prostu spytaj?
-Ta... Skończy się wykładem w stylu "nie musisz mi nic kupować, ważne żebyś była". Wszyscy tak robią - powiedziałam.
-Ja nie, ja bym ci powiedziała - chyba starała się mnie rozweselić, ale byłam zbyt zdenerwowana. - Chociaż spróbuj do niego zadzwonić i podpytać o to.
-Zobaczy się. Muszę kończyć, bo zaraz będę wychodziła z domu. Nie przeszkadzam już, ale jak wymyślisz jakiś pomysł na prezent, to daj znać - poprosiłam, wyciągając z szafy odpowiednie ciuchy.
-Jasne. Leć, pa!
-Pa!
Odłożyłam telefon na biurko i ubrałam się w ekspresowym tempie. Czarna koszulka i jeansy w tym samym kolorze, czyli tradycyjny zestaw. Podobnie planowałam się ubrać na wieczór - czarna koszula na długi rękaw zapinana na guziczki i skórzane spodnie. No i oczywiście botki. Tyle, że na wyjście na miasto zdecydowałam się jednak na kozaki na płaskiej podeszwie.
Do pobliskiej galerii dotarłam niecałą godzinę później. Gdyby nie mój idiotyczny lęk przed pojazdami, już dawno bym tam była. Ale pozwoliłam sobie na taki luksus po... czasie z Harrym i starczy. Wtedy byłam zbyt... zamyślona, żeby przypomnieć sobie o strachu.
Rozglądałam się po sklepach, ale wciąż nie miałam pomysłu, co kupić. Gdyby Harry nie był bogaty, byłoby zdecydowanie łatwiej.
W końcu zdecydowałam się wyjść z galerii. Jeśli ktoś się przyczepi, że nie mam prezentu, powiem, że nie wiedziałam, z jakiego powodu zorganizowano to spotkanie. A potem coś wymyślę.
Tak więc wróciłam do domu z niczym i zajęłam się szybkim przygotowaniem do wieczoru.
Harry przyjechał po mnie swoim samochodem. Wyglądał rewelacyjnie w swoich czarnych obcisłych spodniach i do tego koszuli w tym samym kolorze. Zapierało mi dech w piersiach, więc bardzo ciężko było mi ukryć tę reakcję na jego widok. Zwłaszcza, że w sumie ubraliśmy się podobnie.
Chłopak uśmiechnął się do mnie, po czym pocałował delikatnie w usta w formie przywitania. Moje policzki zrobiły się gorące, jednak kolor nie ukazał się na nich. Na całe szczęście.
Droga minęła nam na rozmowie o gościach na dzisiejszej "imprezie". Chłopak opowiadał mi o każdym po kolei, przeważnie w samych superlatywach. Tylko względem Sylvii był bardziej chłodny. Generalnie ocenił ją mianem "w porządku", jednak czułam, że kryje się za tym więcej negatywów, niż pozytywów.
Kiedy dotarliśmy pod ogromny budynek, nie byłam zaskoczona jego wykwintnością i wysmakowaniem. Przywykłam już do tego, że Harry żyje na bardzo wysokim poziomie, a więc większość jego znajomych też.
Chłopak otworzył przede mną drzwi samochodu, a potem poprowadził mnie w stronę budynku. Nie kłopotał się pukaniem, po prostu wszedł do środka. Wszyscy goście już tam byli. Niall i Liam grali w jakąś grę na X-boksie, dziewczyny siedziały przy stoliku i sączyły wino, jednocześnie rozmawiając, a Zayn i Louis bawili się komórkami.
-Cześć wszystkim! - zawołał Harry. - Dla tych, którzy nie wiedzą, to jest Fefe, czyli moja dziewczyna.
Wszyscy powitali mnie chóralnym "cześć", a ja lekko skinęłam w formie odwzajemnienia ich gestu. Czułam, że znów wracam do swojego zwyczajowego milczenia i czułam się z tym dosyć dziwnie, bo od jakiegoś czasu gęba raczej mi się nie zamykała. Ja i Tina byłyśmy dosyć blisko siebie na uniwersytecie, jednak odkąd świat usłyszał o mnie trochę więcej, rozmawiałyśmy częściej i bardziej obficie. Wcześniej uważałam, że trochę dużo mówi, teraz jednak wiem, że się myliłam. Ona po prostu gadała za nas dwie, bo ja siedziałam cicho. Ale w gruncie rzeczy była bardzo fajną osobą.
Harry od razu zajął miejsce na fotelu i pociągnął mnie za sobą, abym usiadła na jego kolanach. Czułam się lekko skrępowana tą pozycją, jednak nie wydusiłam ani słowa.
Cały wieczór spędziliśmy na rozmowach, albo oni spędzili, ponieważ ja przeważnie siedziałam cicho i tylko słuchałam. I nikt nie miał żadnych prezentów, więc to jednak nie było przyjęcie urodzinowe. Jednak bardzo szybko mogło się w nie zmienić, w końcu mieliśmy 31 stycznia, a luty wkraczał na scenę dopiero następnego dnia.
W końcu chłopacy uznali, że idą do sklepu po jakiś alkohol, żeby "rozkręcić" tę imprezę. Początkowo ustalili, że chcą się bawić bez procentów, jednak szybko zmienili zdanie, kiedy zobaczyli, jak my - dziewczyny - pijemy powolnie swoje wino. Wszyscy jak jeden mąż poderwali się do wyjścia, żeby wybrać swój ulubiony alkohol.
Kiedy wychodzili, Harry podszedł do mnie i pocałował mnie delikatnie w policzek.
-Bądź grzeczna - szepnął wprost do mojego ucha, a potem spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się.
-No chodź tu, pantoflarzu - warknął na niego z drzwi Louis, a Harry wywrócił na niego oczami. - Bardzo cię kocham, El! - krzyknął jakby w ramach rekompensaty dla swojej dziewczyny.
Kiedy chłopacy wyszli, Sylvia od razu poderwała się z krzesła i podeszła do mnie. Bez ogródek chwyciła mnie za nadgarstek i pociągnęła do góry.
-Zaraz wracamy - oznajmiła i wyciągnęła mnie na balkon, który znajdował się kilka metrów od stołu.
Dziewczyna zamknęła za mną drzwi, a następnie zmierzyła mnie swoim lodowatym spojrzeniem od góry do dołu.
-Ale go sobie urobiłaś! Muszę przyznać, duma mnie rozpiera! - pochwaliła mnie.
-O czym ty mówisz? - kompletnie nie rozumiałam. No, albo po prostu nie chciałam rozumieć.
-O tobie i Harrym! Z Niallem jest beznadziejnie, przez co dostaję cholernie niskie wynagrodzenie, ale dalej się go trzymam, bo na razie żadna kampania modelingowa nie zaproponowała mi współpracy, więc gdyby nie związek z nim, zostałabym z niczym - powiedziała. Zwierzała mi się, jakbyśmy miały ze sobą coś wspólnego, ale nie miałyśmy, tylko ona o tym nie wiedziała. - A tobie ile płacą?
-Sylvia, ja nie jestem taka jak ty - odparłam i zerknęłam na drogę rozciągającą się przede mną.
Na dole, jakieś 5 metrów w dół, i 15 w dal szedł Niall. Uśmiechał się od ucha do ucha i był taki radosny. I pomógł mi. Zabrał mnie wtedy do domu, nie pozwolił, aby ludzie mnie zobaczyli i się ze mnie śmiali. Był miły i gdybyśmy lepiej się poznali, mogłabym go uznać za przyjaciela. Nie należało go krzywdzić. Jak Sylvia mogła tego nie zauważyć? Jak mogła być z nim tylko przez własny egoizm? Kiedy tu jechałam, ani przez moment nie pomyślałam, że jedna z dziewczyn chłopaków jest wtyką. Jakoś nie zastanawiałam się nad tym. Albo podświadomie wierzyłam, że go pokochała i może moja interwencja nie będzie potrzebna, ale była. Przecież nie mogłam pozwolić, aby Sylvia zachowywała się tak względem Nialla. Chłopak był na to za dobry. Już zawsze będę pamiętała, że znalazł mnie wtedy z Liamem zapłakaną i bez żadnych pytań zawiózł do domu. Kto by w dzisiejszych czasach tak zrobił?
-Płacą ci mniej? Niemożliwe!
-Sylvia, ja nie dostaję za to pieniędzy. Jestem z Harrym, bo chcę, bo go lubię. Nigdy mi za to nie płacono - powiedziałam.
-Jasne - odparła i wywróciła oczami. - Przede mną nie musisz grać. Przecież wszystkie w programie byłyśmy wtykami!
-Ja nie - oznajmiłam. - Nie wiem, jak się znalazłam w tym reality, ale mnie nikt nie zatrudnił - zapewniałam ją. - I nie podoba mi się, że grasz na uczuciach Nialla.
-O, proszę! Ktoś tu gra szlachetną! Jane, ja wiem, że mogłaś się zakochać, bla, bla, bla, ale to nie znaczy, że skoro ty zrezygnowałaś z pobierania opłat za to, to ja też przestanę - burknęła na mnie. - Niall jest spoko, ale to straszny laluś i nie wytrzymałabym z nim ani minuty, gdyby mi za to nie płacono.
-Przestań! - wrzasnęłam na nią. Wow, nie dość, że mówiłam, to jeszcze krzyczałam. - Czy ty nie rozumiesz, co się do ciebie mówi?! Nigdy nie płacono mi za związek z Harrym. Dostałam się do programu przypadkiem. Nie wiem, jak się to stało, bo nie brałam nawet udziału w tym konkursie. Ja i Harry jesteśmy czystym przypadkiem, a los sprawił, że się polubiliśmy. A Niall jest wspaniałą i troskliwą osobą i musisz się z nim rozstać. To nie w porządku wobec niego. Jeśli tego nie zrobisz, sama mu powiem, jak dostałaś się do programu - postraszyłam ją. - Jak dużo odbiorą ci z wynagrodzenia za taki skandal?
-Ja bym na twoim miejscu bardziej liczyła się ze słowami - syknęła w moim kierunku. - Spróbujesz powiedzieć Niallowi, a ja powiem Harry'emu. Myślisz, że mi nie uwierzy, że też jesteś wtyką? Po tym, jak powiesz Niallowi, że wszystkie 7 byłyśmy? Bo zakładam, że nie powiedziałaś mu o tym "przypadku" - teraz to ona groziła mi, z tym że ja byłam autentycznie przerażona, a mnie udało się ją jedynie rozdrażnić.
-Harry mi uwierzy, kocha mnie - powiedziałam, starałam się brzmieć pewnie, ale słabo mi to wychodziło.
-Kocha? Nie bądź śmieszna! Zobacz, ilu dziewczynom przed tobą to powiedział, a nie wytrwał z nimi zbyt długo! Między innymi była w tych dziewczynach Taylor Swift, z którą - zrobiła pauzę w swojej wypowiedzi, żeby zlustrować mnie wzrokiem i tym samym zaostrzyć swoje słowa - nie możesz się równać.
Nie zraniła mnie tak, jak planowała. Przez lata znieczulałam się na tego typu teksty, więc to, że zaczęłam gadać i nawet interesować się na poważnie chłopakiem, nie mogło zmienić we mnie wszystkiego.
-Jesteś pierdoloną suką - powiedziałam. - I udowodnieniem mi tego sprawiłaś, że zdecydowałam, co zrobię. Powiem Niallowi i nie zatrzymasz mnie.
-Pięknie! Tylko pamiętaj, czym się odpłaca za piękno! Tylko spróbuj, a nie zostawię na tobie suchej nitki! Harry nie będzie moja jedyną zemstą, jesteś na to gotowa? - straszyła mnie, ale widziałam, że tak naprawdę sama trzęsie się z przerażenia. I właśnie to skłoniło mnie do odpowiedzi, na jaką się zdecydowałam.
-Jestem.